Co jakiś czas, po przebiciu się przez dwa filtry antyspamowe, które bronią elektronicznej prywatności, pojawia się w mojej poczcie wiadomość tego typu: „Jacku, zobacz, ile nowych produktów pojawiło się od Twojej ostatniej wizyty na Allegro.”. To od mojego przyjaciela o imieniu Allegro. Czy też następująca wiadomość od Moniki: „Jacku, jesienią warto przeczytać…”. To z kolei moja przyjaciółka z księgarni wysyłkowej. Wszak z przyjaciółmi jesteśmy na TY, prawda ? Albo z dobrymi znajomymi. Albo po prostu ze znajomymi. Albo w ostateczności z ludźmi, z którymi się zapoznaliśmy i z jakiegoś powodu jest nam wygodnie zwracać się do siebie na TY. Ja przynajmniej tak mam.
Czy to ja trzymam dystans ?
To nie jest tak, że z jakiegoś powodu wolę być na dystans i wybieram formę PAN. Jest raczej odwrotnie i jeśli tylko nie ma szczególnych przeciwskazań, wolę zwracać się bezpośrednio. Takim wyjątkiem może być np. starszy ode mnie nauczyciel, o ile sam nie proponuje przejścia na TY. Tutaj chodzi o coś zupełnie innego. Chodzi mianowicie o to, że reklamowa i konsumpcyjna machina, której nie akceptuję, narusza moje granice i dotyka bez przyzwolenia moją prywatność. Nie wiem na co w sumie licząc ? Że się wzruszę ? Przypomnę sobie wspólne spędzone chwile ? Że serducho zapika mi tak mocno, że aby je uspokoić za chwilę złożę zamówienie ? Kiedy próbuję na chłodno się zastanowić, przychodzi mi do głowy podejrzenie, że takie podejście ma stworzyć miraż bliskości, zaufania, czy tak ? Skoro „jesteśmy po imieniu”, znaczy się znamy. Kumple jesteśmy. Zatem chętnie posłucham dobrej rady mojego przyjaciela, który o mnie nie zapomniał i zajrzę do jego sklepu. Być może w zamyśle tak to ma działać.
Albo prywatność, albo biznes
Efekt, który przykładowa wiadomość osiąga jest taki, że ze szczególnym niesmakiem klikam przycisk „Spam” i zadaję sobie dodatkowy wysiłek, aby zmodyfikować definicję filtra i w przyszłości oferty od tego nadawcy w ogóle nie zobaczyć. Dlaczego tak robię ? Co mnie wkurza ? Ano fałsz mnie wkurza. Obłuda. Nieprawda mnie wkurza. Chęć wydojenia mnie – mnie wkurza. Nachalność mnie wkurza. Próba wchodzenia z butami bez zaproszenia mnie wkurza. To wszystko mógłbym w zasadzie wymienić myśląc o niemal każdej formie reklamy, natomiast tutaj dochodzi jeszcze próba wymieszania wszystkich niefajnych rzeczy, które wymieniłem, z przyjaźnią, bliskością i zaufaniem. Tak naprawdę, każdy podobny komunikat jest swojego rodzaju oksymoronem – jak można pogodzić klimat bliskości z pomysłem na nakłanianie mnie do zakupów i drenowanie mojej kieszeni ?
Uświadomiłem to sobie dobitnie wieki temu, czyli jakieś 8-10 lat wstecz. Zapoznana na jakimś warsztacie dziewczyna zaprosiła mnie na spotkanie, na którym przedstawiono wizję szybkiego zrobienia fortuny, na zasadzie bezpośredniej sprzedaży usługi telekomunikacyjnej, konkurencyjnej do naszej rodzinnej Tepsy. Znacie zapewne zasady i klimat. Sam przechodzisz na nowego operatora, później przekonujesz do tego swoją rodzinę, kilku znajomych. Organizujesz spotkania i zachęcasz inne osoby do takiej samej działalności – zaczynają pracować dla ciebie. Po kilku miesiącach możesz z tego spokojnie wyżyć, za kilka lat, masz małą fortunkę w kieszeni. Nie, nie chodzi o to, że byłem zupełnie zielony w tym temacie. Wiedziałem co to Amway, kilka innych sieci sprzedaży bezpośredniej i co się za tym kryje. Przynajmniej tak mi się do tej pory wydawało. Tak czy inaczej, nigdy się czymś podobnym nie zainteresowałem. Tutaj haczykiem był fakt, że cała akcja sprzedaży w Polsce miała się dopiero rozpocząć ! Czyli byłbym na samym czubku piramidy. Jeśli kiedykolwiek w życiu próbować zrobić coś szalonego, to tylko teraz ! Kilka dni później, jeszcze nie przekonany, ale z rozpaloną wyobraźnią podzieliłem się swoimi wizjami i pomysłem z dobrą przyjaciółką. Przede wszystkim rozsądną osobą. Spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakbym zapowiedział wstąpienie do SLD. Zmieszałem się tak, że gdybym miał w zasięgu ręki sukienkę, zacząłbym nawijać jej rąbek na palec, wzrokiem szukając wokół swoich stóp nie istniejących okruszków.
– Czyś ty zwariował ? – zapytała – rozum ci odjęło ? A może robisz sobie ze mnie jaja ? – dodała, badawczo próbując spojrzeć mi w oczy, co nie było proste ze względu na moje uniki.
Bardzo, ach jak bardzo chciałem wtedy robić sobie jaja, ale ich niestety nie robiłem. Na dodatek, nie byłem na tyle sprytny aby udać, że sobie żartuję.
– NIeee, no w sumie wiesz, tak sobie tylko myślałem – zacząłem się jąkać.
Na szczęście po chwili zdobyłem się na odwagę, aby zapytać o co jej chodzi i czego, jak wszystko na to wskazywało, nie zrozumiałem. Przyjaciółka, w krótkim, żołnierskim przekazie powiedziała mi wtedy, że nie dam rady połączyć biznesu z przyjemnością, czyli jeśli planuję na poważnie zająć się taką działalnością, to muszę pożegnać się z przyjaciółmi i znajomymi. Albowiem naszych ewentualnych wzajemnych kontaktów ze mną nie będą traktować jako mojej potrzeby bycia z nimi, ale jako potrzeby zarobienia na nich. Ponieważ nawet ja sam, nie będę w stanie tego rozgraniczyć i na znajomych czy rodzinę będę od tej pory patrzeć jak na potencjalne źródło powiększenia mojego dochodu. Nikt by tego dla mnie lepiej nie ujął. Pomogło, coś kolejnego w życiu do mnie dotarło.
Nie ma żadnego „Jacku”
Zatem tak się nie da. Nie może być i „Jacku”, i „długo nie zaglądałeś do naszego sklepu”. Takie „znajomości” i „przyjaźnie” mnie nie interesują.
2 Komentarze
~Wojciech W. · 7 listopada, 2013 o 12:27 pm
Szczęśliwi, ci których zapraszają wyłącznie do wizyt w sklepie. Mnie niejaki Stanisław często proponuje powiększenie penisa. Cały czas zastanawiam się, czy nie skorzystać. Ale Stanisław nie pasuje do mojego profilu seksualnego, więc chyba odpuszczę. A gdyby tak napisała Monika… kto wie, kto wie.
~jackulus · 10 listopada, 2013 o 4:42 pm
Zaiste, różne bywają miary szczęścia na tym świecie… 😉