Przyczynkiem wpisu jest zderzenie z informacją o nowej kampanii reklamowej Coca-Coli, polegającej na „personalizowaniu” swojego flagowego produktu, czyli umieszczaniu na puszkach z colą imion, słów typu mama, brat, ziomal i temu podobnych. Zderzenie nawet z samą kampanią, a nie tylko gołą informacją. Jak się po krótkich poszukiwaniach dowiedziałem, kampania prowadzona jest pod hasłem „Podziel się radością”. Jak twierdzą albo debile, albo skur***ny z indagowanych o komentarz agencji reklamowych, jest to „Bardzo fajny sposób na promocję. Buduje bliskość marki i konsumenta, powoduje, że czujemy się wyróżnieni i wyjątkowi.”
Próbuję ostatni cytat przetłumaczyć na swój język i wychodzi mi coś takiego: „Wymyśliliśmy kolejne, efektywne rozwiązanie na pomnażanie i tak wielkiej kasy, którą już posiadamy. Wynaleziony sposób powoduje, że ludzie, którym na masową skalę robimy wodę z mózgów cieszą się z tego, oddają nam swoje pieniądze i z radością uczą się karmić namiastkami zamiast esencją, zubażając swój emocjonalny świat, przy okazji jeszcze niszcząc swoje zdrowie. Na dodatek, lubią nas za to coraz bardziej. Jesteśmy naprawdę z siebie dumni.”.
O co mi chodzi, jeśli sprawa nie wydaje się oczywista ? No cóż – jeśli miałbym cieszyć się z tego i czuć wyróżniony, ponieważ na puszce z colą zobaczę swoje imię, to jest to dla mnie żałosne. Tak samo żałosne, jak stwierdzenie przez producenta kosmetyków, że mam kupić jego mazidło, ponieważ „jestem tego warta”. Producent gówno wie o mojej wartości i manipuluje moją psychiką aby powiększyć wartość swojego portfela. A żałosny jest fakt, że tak łatwo dać jakikolwiek sygnał, powiedzieć kłamstwo szyte nićmi grubymi jak liny zdatne do przycumowania transatlantyka, a to i tak natychmiast porusza nasze ego, wysuszone jak pustynia i jak niczego na świecie spragnione zwrócenia na nas uwagi. Chęć zaspokojenia tego pragnienia i napojenia się nawet i największą ułudą powoduje, że jak ślepe i bezrozumne stworzenia robimy to, co zaplanował sprzedawca towaru, a kupiec naszych dusz. Nawet wtedy, kiedy nie ma to sensu, nawet wtedy, kiedy działa to na naszą szkodę. Tak samo dzieje się i w tym przypadku.
Ponieważ takich zdarzeń w naszym świecie reklam i kupowania dzieje się wiele, wydawało by się, że nie ma co włosa dzielić na czworo i się szarpać. I tak tego nie zmienię. To prawda – cóż mogę powiedzieć. Ale piszę ten tekst, ponieważ to co rusza mnie najbardziej, to skala tego zjawiska i fakt, że ugruntowuje ono wypaczone schematy działania i odczuwania. Myślę o promowaniu i uznawaniu za normalną sytuacji, kiedy zadowolenie ma wynikać ze zwrócenia na nas uwagi kogoś z zewnątrz. Nawet tak abstrakcyjnego jak producent gazowanego napoju. Czy nawet kogoś, kto podaje nam butelkę z naszym imieniem, a może to być już bliższa nam osoba. Tak czy inaczej, w każdej sytuacji mamy radować się z tego, że ktoś nas zauważa. Ja wiem, że mówię dziwne i mało popularne rzeczy, ale przecież myk polega na tym, aby radować z tego kim jesteśmy, że jesteśmy, a nie z tego co mówi czy też niesie nam na tacy inna osoba. Bo cóż zrobić, kiedy poda nam puszkę z napisem „nieudacznik” ? „brzydal” ? „wróg” ? Tego nowa kampania zdaje się nie uwzględnia – wszak życie składa się z samej radości, którą tak wyraźnie wzmaga wspólne picie coli. Gdyby bywało inaczej, według psychomanipulacji wykorzystanej w reklamie, powinienem popaść w głęboki smutek. Cieszenia się tym co mamy w sobie, aby nie czekać na ocenę i wyróżnienie z zewnątrz, tak trudno się nauczyć, że nie dają rady i rodzice, i nauczyciele. Ale jak mają dać radę, kiedy na tak masową skalę propagowana jest teza, że „będę się czuł wyróżniony i wyjątkowy”, kiedy dostanę puszkę z colą, na której jest napisane moje imię ?
Te imiona na puszkach, to taka okropna namiastka tego, co jest naprawdę wartościowe, co potrzebne do szczęśliwego życia, czyli nauczenia się, że jesteśmy wyróżnieni i wyjątkowi sami z siebie, nawet bez Coca-Coli.
1 Komentarz
~W.W. · 11 czerwca, 2013 o 3:57 pm
Większość ludzi zaczyna niestety od przysłowiowej dupy strony. Obserwuje reakcje otoczenia na swoje zachowania i przystosowuje je tak, aby podobać się jak największej grupie osób. Nagle okazuje się, że nie czuje się, że nie czujemy się dobrze sami ze sobą, ale świat nas lubi. Tylko co z tego, że świat nas lubi, kiedy my nie lubimy samych siebie? Podstawą szczęścia i samorealizacji człowieka jest podobanie się sobie, zapomnieliśmy o tym. A co do puszek, zrobiłem sobie dwie za friko w automacie w formie dobrej zabawy, ale czy poczułem się bliżej Coca Coli? Nie sądzę. Ale pewnie dlatego, że ogólnie unikam kolorywch napoji.