Wraz ze zbliżaniem się Świąt, temat powoli staje się nieaktualny, jednak rzutem na taśmę postanowiłem go opublikować. Ameryki jak zwykle nie odkrywam, ale emocje pozostają silniejsze i lubię dać im trochę przestrzeni, niech by i w Internecie. Rzecz o przedświątecznym pierdolcu, który rozpoczął się już kilka tygodni temu, a mnie ciśnienie podniósł w swojej początkowej fazie. Mając chwilę czasu zajrzałem do Empiku na kawę (zamknięty został Traffic, czego trudno mi odżałować) i choć przecież nie wróciłem wczoraj z Księżyca poczułem się zaszokowany. Była może połowa listopada, albo coś koło tego, a tam „nastrój”, jak gdyby następnego dnia była Wigilia. Coś jakby zakupowa psychomanipulacja, no i się nakręciłem.
Podła (po wielokroć) psychomanipulacja
Chodzi o to, że w sumie wszyscy jesteśmy już przyzwyczajeni do tego, że we wszystkich sklepach, te kilka tygodni przed Bożym Narodzeniem, całkiem niekiedy znienacka robi się „świątecznie”. Jeśli nie wszyscy, i nie przyzwyczajeni, i nie we wszystkich sklepach – to chwała Bogu. Ale w Warszawie, w miejscach gdzie czasem trafiam, tak niestety jest. Cóż z tego, można by powiedzieć ? Tak jest od lat, nad czym się tutaj zatrzymywać ? Mam jednak wrażenie, że granica, pełzająco-niewidocznym ruchem przesuwa się w dół kalendarza, co oznacza, że ci najbardziej „kreatywni” handlowcy ubierają swoje placówki w słowo PREZENT tuż po zwinięciu ekspozycji związanej z Halloween. Tak, tak, to nie pomyłka, nie ze Świętem Zmarłych, czy Dniem Zadusznym, tylko oczywiście Halloween. Co zatem zaburzyło mój spokój ? Spokój lub zobojętnienie pozwalające na zarejestrowanie faktu przejścia otaczającego mnie świata w fazę „świąteczną” i pójście dalej swoją drogą. Tak jak dzieje się w sytuacji, gdy nie wyczuwam żadnego zagrożenia, czy nawet zaciekawienia i w żaden sposób nie muszę reagować. Sam do końca nie wiem. Zatrzymałem się (jeśli chodzi o świadomość, bo cieleśnie pokonywałem wtedy kolejne piętra przy pomocy ruchomych schodów), słysząc we wspomnianym empiku sączące się z głośników kolędy. Skądinąd było to przyjemne. Jakie jest bowiem pierwsze, a może i ostatnie, najprzyjemniejsze i nie do powstrzymania skojarzenie z melodią popularnych kolęd ? Wiadomo – choinka, rodzina, zapach ciast, ryby, zapalonych świec, opłatek leżący w centralnym miejscu, coraz rzadziej zwitek siana i wolna zastawa przy najodświętniej w roku zastawionym stole. Gdzieś głębiej w brzuchu, pamiętana z dzieciństwa siedzi sobie ekscytacja związana z kolorowymi pudełkami, które niecierpliwie czekają pod kolorowo rozświetloną choinką.
Świętowanie narodzenia Boga Pieniądza…
I gdzieś w tym momencie, wezbrała we mnie fala złości i sprzeciwu, sprzeciwu przeciwko zawłaszczeniu przez jakiś sklep tych ciepłych i pochodzących z tak bardzo intymnej szufladki skojarzeń. Przez cholerny sklep, jakim jest przecież cały ten, wystrojony jak bożonarodzeniowa ku**wka Empik. Oplakatowany na czerwono, żeby było bardziej mikołajowo, wkładający co dwa kroki w moje oczy i mózg, wielki plakat pod tytułem „Prezent twoich marzeń”. Sprzeciwu, wobec zagrabienia przez sklep, handel i pieniądze duchowości, która na każdym kroku zanika, a której próbują jeszcze bronić takie zdarzenia jak Święta Bożego Narodzenia. Jednakże w obleśnie manipulacyjny i perfidny sposób, rok za rokiem coraz wcześniej i coraz bezwzględniej, to co związane z magią Świąt, sklepy próbują przełożyć na liczbę cyferek w bilansie podsumowującym świąteczną rzeź oszalałego na punkcie zakupów tłumu. Ujmując to krócej, zastępują Boga (niech dla wygody będzie nim cokolwiek, co wykracza poza materialny aspekt naszego życia), swoim bogiem, bogiem-pieniądzem. Mocno, mocniej niż zwykle, poczułem sprzeciw, wobec tego niecnego procederu. Może właśnie dlatego, że start nastąpił tak wcześnie ? Może dlatego, że pazerność i chęć zysku jest z roku na rok coraz silniejsza, chociaż mogłoby się wydawać, że większa już być nie może ?
Tutaj jest pies pogrzebany
Kłopot jednak nie polega na tym, że sklepy tak się zachowują. One nie są od krzewienia duchowości, szanowania tradycji, czy w ogóle moralnego postępowania. Sklepy są po to, aby generować zysk, jak powszechnie wiadomo, niestety niemal za wszelką cenę. Problem polega na naszej zgodzie na taki przebieg wypadków. Problem polega na tym, że sami uczestniczymy w tym szaleństwie i w ten sposób na nie pozwalamy, w ten sposób je nakręcamy. I nie ma się co oszukiwać, że tak musi być, że nie można inaczej. Zapewne można. Nawet, jeśli nie zmienimy od razu świata, tylko nasz malutki, rodzinny mini czy mikro światek. Na początek dobre i to !
Niniejszym ogłaszam konkurs na alternatywny pomysł dopełnienia obyczaju wzajemnego sprawiania sobie gwiazdkowych upominków, aby jednocześnie nie pogłębiać szaleństwa zakupów, które z roku na rok przybierają na sile. Co Wy na to ?
Może można inaczej ?
Mnie, po kilku minutach namysłu, pomysły przychodzą takie:
Robię prezent osobiście, własnymi rękami. Ambitne, piękne i dla wielu z nas trudne, choć ta trudność to też niezły schemat. Na pewno do rozważenia. Jak nie teraz, to może kiedyś :-).
Jeśli już mam coś kupić, szukam rzeczy unikalnych, osobistych, być może używanych. Przy pomocy choćby Allegro czy innych aukcyjnych portali. Niech rzeczy z historią żyją dalej, cieszą innych i są alternatywą dla masówki typu empikowski „bestseller”.
Jeśli już mam coś kupić, nowego, jednak „masowego” – ok. Takie rzeczy też bywają potrzebne, a Gwiazdka, przynajmniej teoretycznie jest ku temu sposobną okazją. Ale może obdarowana osoba może wytrzymać i dostać go… w styczniu ? Kiedy ceny spadną, zrobi się luźniej, a przy okazji będziemy mogli przećwiczyć abstrakt nazwany w starych księgach cierpliwością lub wstrzemięźliwością ? Jeśli coś materialnego i „konkretnego” miałoby się pojawić dopiero po Świętach, aby pod choinką nie było pusto, może… poświęćmy chwilę czasu na napisanie (to potrafi każdy), własnoręcznie, może kolorowymi pisakami, może kredkami, o tym co każdemu ze swoich bliskich chciałbym dać, a później, czym zostać przez niego obdarowanym. Osobna wiadomość do każdej bliskiej osoby. Każdy z każdym (pewnie dla samych maluczkich trzeba by zrobić wyjątek). I nie chodzi tu o listę prezentów, niech właśnie raz będzie inaczej, niech owa lista będzie o wszystkim innym niż materialne podarunki. Może na takiej liście pojawi się prośba o wsparcie ? O miłe słowo ? O wspólną kolację ? O więcej zabawy w ulubione gry ? O więcej spacerów ? O więcej czasu ? Mniej poganiania ? Może każde z nas zastanowi się, co może zaoferować ? Co chciałoby dać ? Może będzie to dobre ćwiczenie przed układaniem listy próśb ? Może w ten sposób padną słowa, które trudno jest nam normalnie wypowiedzieć ? Bez pretensji i rozżalenia w głosie ? A po kolacji, ktoś uroczyście rozwinie te rulony i przeczyta o wszystkich ważnych rzeczach, o których tam stoi…
Parówkowym skrytożercom mówimy nie !
„Spełnij najskrytsze marzenia swoich najbliższych !” – tak lub podobnie krzyczy do mnie co druga reklama, manipulując moimi uczuciami przez użycie słowa „najbliższy”. G**no prawda. Najskrytszym marzeniem każdego z nas jest czuć się bezpiecznie, kochać i być kochanym, a tych marzeń nie spełni ani Empik, ani żadne inne sklepiszcze. A kolędy zarezerwujmy na tło dla wigilijnej kolacji, dla domowych porządków i dla bycia razem, w tym magicznym czasie !
12 Komentarzy
~ · 6 grudnia, 2013 o 4:06 pm
Jacku,
pomysł z pisaniem o swych potrzebach i o tym co możemy dać innym jest super. Warto może podkreślić, że powinien to być pewien klucz – prezenty „niematerialne” 🙂 a przez to jednocześnie bardziej metafizyczne, cudowne? Słowo, gest, uśmiech, buziak, gotowość wysłuchania, udzielenia pomcy to może być cenniejsze niż nowy prezent na chwilę tylko zabawny.
Proponuję jeszcze podkreślić częstotliwość tychże niematerialnych prezentów, nie tylko na jeden dzień świąteczny w roku, ale na cały rok. Tak wielokrotnie 🙂
Warto także rozważyć dawanie prezentów bez okazji. Czyż to nie jest dopiero niespodzianka i zaskoczenie, kiedy dostajemy prezent, nawet najdrobniejszy, ale bez okazji? Tylko za to, że ten ktoś (obdarowywany) po prostu Jest.
A więc prezentów czas…
Dominik
~jackulus · 6 grudnia, 2013 o 5:11 pm
Tak sobie myślę Dominiku, że to co potrzebne, tym komentarzem już podkreśliłeś. Dzięki ! :-).
Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Święta są raz w roku i szkoda byłoby, gdyby wszystko dobre co się z nimi wiąże, rodziło się i umierało w drugiej połowie grudnia. Także i prezenty. Od czegoś jednak trzeba zaczynać – skoro przy okazji Gwiazdki od tematu obdarowywania i tak nie ma jak uciec (bo i po co), to niech to będzie dobry początek. I niech się dzieje dalej…
🙂
~Łukasz · 7 grudnia, 2013 o 10:54 pm
Pewnie, że święta powinny być czasem spędzonym z rodziną, kojarzyć się z domowym ciepłem i uduchowieniem. Ale z drugiej strony robienie sobie prezentów stało się już tak oczywiste, że powiedziałbym, że bieganie po sklepach jest już jakąś formą tradycji. Osobiście przyzwyczaiłem się do tego, że już w listopadzie w sklepach pojawiają się świąteczne wystroje, Empik po prostu dostosowuje się do tego trendu i dziwne by było jakby się od tego odcinali. Jeśli chodzi o prezenty – też jak mam okazję to staram się zrobić coś od siebie, własnoręcznie, ale przez brak czasu i wieczne zabieganie ciężko o to. A w Empiku jest jednak duży wybór i na wiele produktów mają promocje, dlatego najczęściej tam wpadam po świąteczne zakupy, dla własnej wygody.
~jackulus · 7 grudnia, 2013 o 11:55 pm
„… robienie sobie prezentów stało się już tak oczywiste, że powiedziałbym, że bieganie po sklepach jest już jakąś formą tradycji…”
No i właśnie nad tymi naszymi zmianami tradycji boleję. Sam w nich uczestniczę, bo święty nie jestem. Ale czasem mnie rusza, tak jak teraz. A na to, że Empik zapomni o Świętach i wygoni klientów do domu, raczej nie liczę… :-).
~rozsądna · 10 grudnia, 2013 o 9:35 pm
Nie wiem, czy powinnam się tutaj wypowiadać, bo moje dzieci już dobre parę lat temu zażyczyły sobie, żeby im dawać kasę zamiast prezentów, więc nie latam po sklepach. Nawet nie robię specjalnie świątecznych zakupów, bo zawsze spędzamy święta u rodziców i teściów – mieszkają na tyle blisko siebie, że możemy przejść na piechotę od jednych do drugich 🙂 Część Wigilii spędzamy u teściów, część u moich rodziców. Tak samo Boże Narodzenie. Dopiero drugi dzień świąt spędzamy sami w domu, ale zwykle dostaję tyle jedzenia od jednych i drugich rodziców, że nie ma sensu zapychać lodówki jakimiś wielkimi zakupami przed świętami.
Nie kupujemy też prezentów dla rodziców i teściów, bo na Wigilii spotykamy się w dużym gronie – ze szwagrami, moimi braćmi, wszyscy oczywiście z rodzinami, więc takie wzajemne wręczanie sobie prezentów byłoby kłopotliwe i kosztowne. My dajemy dzieciom kasę, dziadkowie też dają kasę wnukom i wszyscy są zadowoleni – my i dziadkowie, bo nie musimy latać po sklepach i myśleć, co komu kupić, a dzieci, bo pozbierają po rodzinie większą kasę i kupią sobie coś fajnego, co same wybiorą.
Mam świadomość, że ten sposób nie wszystkim się będzie podobał, ale u nas się świetnie sprawdza. Chyba jesteśmy materialistami 🙂
~jackulus · 11 grudnia, 2013 o 2:31 pm
Wiesz co, „materializm” w takiej formie, ma tę ogromną zaletę, że jest praktyczny. Twój komentarz trochę też omija istotę tego, co chcę wyrazić. Ja nie mam nic przeciwko prezentom „materialnym”, czy po prostu praktycznym. Zresztą o tym piszę. Mnie burzy zawłaszczanie uroczystej atmosfery Świąt przez świątynie handlu i sprowadzanie Świąt do gonitwy po sklepach. A wszystko w duchu troski o moje dobre samopoczucie, o moich bliskich i w ogóle wszystkie świętości naszego świata. Ta obłuda mnie mierzi i to – ciągle to podkreślam – że sami na nią przyzwalamy.
I dzięki za głos.. :-).
~rozsądna · 11 grudnia, 2013 o 3:04 pm
Zrozumiałam istotę Twojej wypowiedzi, ale dzięki temu, że nie chodzę teraz po sklepach w poszukiwaniu prezentów, to nie widzę tych wszystkich manipulacji klientami, a tym samym mnie nie drażnią 🙂
I coś miłego do posłuchania
~jackulus · 11 grudnia, 2013 o 4:30 pm
No tak, jakby tu po wiedzieć – najrozsądniejsze rozwiązanie z tym omijaniem sklepów :-). O to w sumie chodzi.
Mogłabyś się jednak chociaż z solidarności trochę zdrzaźnić… 😉
~rozsądna · 11 grudnia, 2013 o 8:49 pm
No cóż, ja generalnie rzadko się zdrzaźniam 🙂 Jestem obrzydliwie zrównoważona i mało co mnie naprawdę rusza. Ale jak już rusza, to potrafię być okropna 🙂
Łysaga · 1 stycznia, 2014 o 2:14 pm
Napędzanie sprzedaży poprzez wykorzystywanie różnych świąt nie dotyczy tylko prezentów. Przyjrzałabym się także jedzeniu. Tuż przed świętami kolejki w mięsnym i rybnym są niebotyczne, ludzie kupują więcej, niż są wstanie pochłonąć, a później, zwykle po nowym roku, gdy spaceruję z psem, muszę zwiększyć uważność o kilkanaście razy, by w odpowiednim momencie szarpnąć za smycz lub, jeśli jest już za późno, wyciągać z psiego pyska śmierdzący ochłap padliny. To mnie irytuje dużo bardziej aniżeli mieszanie się duchowości z komercją, marnotrawstwo śmierci czujących istot, podczas, gdy wielu nie może pozwolić sobie na kęs czerstwego chleba. Poza tym, moja duchowość różni się nieco od chrześcijańskiej. A może po prostu przywykłam do takiego pomieszania… Odkąd pamiętam, święta w sklepach zaczynały się już w listopadzie.
~jackulus · 2 stycznia, 2014 o 1:01 pm
Tak, nie chodzi jedynie o prezenty, chodzi o cały handel i materialno-finansowy wymiar Świąt, który w moim odczuciu ciągle poszerza obszar swojego panowania, choć wydawałoby się, że nie jest to już możliwe.
Mnie mocno kłuje manipulowanie uczuciami, z jednej strony tak prostackie, że wydawałoby się, że nie może wyrządzić krzywdy, ponieważ nikt się na nie nie nabierze, a z drugiej… skoro tak się dzieje, musi być skuteczne, ponieważ kroki nie przynoszące wymiernych korzyści nie byłyby podejmowane. Np. taka troska koncernów farmaceutycznych, abyśmy przypadkiem nie zapomnieli o naszych ukochanych rodzicach i nie przegapili tak wspaniałego wyrazu naszych uczuć, jakim będzie zakup któregoś z preparatów Doppleherz…
Łysaga · 5 stycznia, 2014 o 11:22 am
Hehe, koncerny farmaceutyczne to w ogóle ciekawa rzecz jest, polecam książkę „Skutek uboczny śmierć”. Nie rozumiem jak można powierzyć swoje zdrowie organizacji, która żeruje na chorobie, ale ja wielu rzeczy nie rozumiem… 😉