Choć robiłem już wiele podejść, nigdy nie udało mi się uzyskać konkretnej odpowiedzi na jedną z nurtujących mnie wątpliwości. Chodzi mianowicie o sprawienie pewnej ulgi mojej racjonalnej głowie i wyjaśnienie jak to się dzieje, że wielkie religie monoteistyczne toczą ze sobą odwieczny bój, która z nich jest lepsza i prawdziwsza. Nie mam do końca pewności o co się spierają, ale dla mnie wymowa prowadzonych na wielu płaszczyznach wojen i sporów jest jedna: Każda z nich stara się przekonać pozostałe, że jej Bóg jest „lepszy”, czy może bardziej jest tym „właściwym” Bogiem*, dając tym samym jej wyznawcom monopol na prawdę. O ile już sama koncepcja istnienia Boga może budzić kontrowersje ze względu na kłopot z jej udowodnieniem, o tyle spór o „lepszość” któregoś z Bogów jest już dla mnie, za przeproszeniem, kompletnie absurdalny. Przede wszystkim dlatego, że aby można było mówić o wyborach i różnicowaniu, należałoby na wstępie założyć, że Bogów jest wielu. Co najmniej kilku, a każdy z nich miałby stworzyć ten sam świat i nim obecnie zawiadywać. Bez sensu. Jeśli w naszym wszechświecie można COŚ określić mianem Boga, to oczywiste dla mnie jest, że ten sam Bóg może być inaczej widziany, rozumiany, czy opisywany przez proroków, w każdej w zasadzie odrębnej kulturze i religii. Ale może być tylko jeden. Zakładam, że są tego w pełni świadomi wszyscy święci, mądrzy, oświeceni czy inni znaczący dla tychże religii czy społeczeństw ludzie. Jeśli tak jest, to nie potrafię zrozumieć owej chęci nawracania do „swojej” religii, do utrzymywania stanowiska, że „zbawienia” można dostąpić tylko w tej religii, a w innej już nie – takie postawy są przecież nagminnie spotykane. Nie wspominam już nawet o realnej walce i siłowym przekonywaniu o wyższości jednego Boga nad „drugim”. O co zatem chodzi ? Jak uważacie ?
Więc kiedy nie wiadomo o co chodzi, może chodzi o…
Kiedy staram się samodzielnie odpowiedzieć na postawione pytanie, nie przychodzi mi do głowy nic innego jak prosta odpowiedź, że religia, wiara czy Bóg nie mają z tym co się dzieje absolutnie nic wspólnego. Tak naprawdę chodzi (po prostu) o… władzę. O władzę, a za nią o poczucie ważności, o pieniądze i wszelkie inne bogactwa materialne – takie może odrobinę mniej boskie, ale przecież równie istotne aspekty choć ziemskiej, to jednak przygotowującej nas do wiecznej chwały egzystencji. Wątpliwości czasami powracają – może jednak chodzi o coś innego ? Czy ktoś z Was zna właściwą odpowiedź ? Może znacie kogoś, kto ją zna ? I nie nazywa się profesor gugle…
Jest jeszcze coś ważniejszego…
Pseudofilozoficzne rozważania o Bogu to w sumie szczegół, natomiast z zagadnieniem wielości-jedności kojarzy mi się jeszcze jedna, bardziej realna i ważna dla mnie kwestia. Mam tak, że bardzo poruszają mnie obrazy, czy myśli związane z pokazywaniem różnic między ludźmi, a jednocześnie łatwości, z jaką te różnice się zacierają i jak niewielkie mają znaczenie. Zupełnie nie przeszkadzają aby dobrze się czuć razem z kimś „innym” czy wręcz za chwilę stać się kimś „zupełnie innym”, tak jak w oprawie teledysku Michaela Jacksona „Black or White”. Pojawia się wówczas u mnie jakieś niezwykle pierwotne odczucie, że wszyscy jesteśmy jednością, że wszyscy jesteśmy tacy sami i że łączy nas jakaś nieokreślona siła – może jest to właśnie Bóg, który jest wszędzie ? Trudno to wytłumaczyć i opisać, prościej wyczuć gdzieś głęboko w środku. Mam wtedy wrażenie, że nie są potrzebne słowa odmiennie brzmiące w różnych językach, że to co nas łączy to emocja lub coś jeszcze silniejszego i mniej racjonalnego. Mam w sobie (nie wiadomo skąd) pewność, że niczego nie trzeba dowodzić i nie ma się o co spierać, ponieważ to co czuję jest namacalne i tak realne, jak tylko może być. Podobnie przeżywam widok zauważonych na ulicy i zawzięcie ze sobą dyskutujących nastolatków, zżytych ze sobą ogromnie i świetnie się nawzajem rozumiejących. Takie relacje można czasami rozpoznać na pierwszy rzut oka. I nie było by w tym nic tak bardzo niezwykłego, gdyby nie fakt, że po jednym z nich widać, że nie mógł urodzić się w innym miejscu niż nad Wisłą, a w skośnych oczach drugiego, można obejrzeć skrzętnie zapisaną w dziejach historię narodu samurajów. Wspomniane wcześniej uczucie wypływa wtedy ze mnie na powierzchnię, niczym wydostająca się spod przykrywki gotująca piana i pryskając na wszystkie strony dogaduje: „no widzisz, widzisz przecież, że to nie skośne oczy czy garbaty nos decydują o tym, co nas tak mocno ze sobą łączy…”.
Po co zatem to wszystko ?
Kiedy emocje opadną i pozostaję ze swoimi myślami, szara komóreczka jedynaczka znowu domaga się tłumaczenia. Trudno mi w takiej sytuacji ogarnąć bezsens wszelkich wojen i morza zła, które pojawia się na wskutek postawy, że „my jesteśmy lepsi”, a „tamci to są gorsi”. Głównie dlatego, że są inni. Podobnie jak z Bogiem, który nie zmienił się przez to, że jego wyznawcy zamiast cierniowej korony założyli mu na głowę turban. To przecież wielki absurd, co po prostu, doskonale wiem :-).
Czy istnieje w ogóle coś, co łączy nas, ludzi ze sobą ? Czy istnieje coś, co łączy nas ze światem, w którym żyjemy ? Czy czujesz coś takiego ?
* Dzisiejszy wpis może być mniej strawny dla tych, którzy nie zakładają istnienia Boga – w tej sytuacji potrzebna będzie odrobina cierpliwości. Ale skoro tytuł wystarczająco nie odstraszył…
9 Komentarzy
~rozsądna · 22 lutego, 2014 o 12:15 am
Nie wiem czy słyszałeś kiedyś o teorii pól torsyjnych Szypowa, ale jeśli nie, to warto się nią zainteresować, bo potwierdza istnienie Boga, podobnie jak fizycy kwantowi. Podaję cytat z wywiadu z nim
„Teoria próżni fizycznej, którą opracowałem, obejmuje swoim zainteresowaniem zagadnienie świadomości i włącza w obraz świata istnienie Superświadomości. Niedawno napisałem artykuł na temat sahadżajogi. Wykazałem w nim, jaką rolę w naszym życiu pełni świat materii subtelnej i świat Wyższej Rzeczywistości. W swojej teorii dzielę rzeczywistość na dwa poziomy:
Świat materii gęstej, o której uczy współczesna nauka – ciała stałe, ciekłe i gazowe oraz cząstki elementarne i różne znane nam pola; następnie świat materii subtelnej – realność, której w starym rozumieniu nie można nazwać materią, gdyż nie posiada energii, ma natomiast różne inne cechy, których nie posiada zwykła, znana nam materia, choćby bardzo szybkie rozprzestrzenianie się, błyskawiczne wręcz. W istocie to też jest materia, ale żeby ją odróżnić od gęstej, nazywamy ją subtelną materią. Posiada ona takie właściwości, że można ją wykorzystywać do sterowania procesami zarówno tworzenia, jak i niszczenia obiektów materialnych. Pojawia się błyskawicznie, istniejąc natychmiast wszędzie. Jeśli zatem chcieć wykorzystać ją jako motor do kierowania procesami, to okazuje się ona do tego idealna. Poprzez tego nosiciela z subtelnej materii można kontrolować każde zdarzenie.
Jeden z wiodących autorytetów w kosmologii i astrofizyce, Frank J. Tipler, autor książki „Fizyka nieśmiertelności” na pytanie korespondenta amerykańskiego magazynu popularno-naukowego „Omen”: „Co chciał Pan powiedzieć ludziom swoją najnowszą książką?” odpowiedział: „Emmanuel Kant przekonywał, że są trzy fundamentalne pytania metafizyki: czy istnieje Bóg? Czy posiadamy wolną wolę? Czy istnieje życie po śmierci? Ja transformuję te pytania metafizyki na zadania fizyki, rozwiązuję je i odpowiadam na wszystkie trzy: tak, tak, tak. Oto jak można podsumować to, co napisałem w mojej książce…” Czy fizyk rzeczywiście może dziś obwieścić z pozycji naukowca, że Bóg istnieje?
Jest wielu fizyków, którzy uważają, że wiemy już prawie wszystko, i że dla Boga nie ma miejsca w tym obrazie świata. Materialiści twierdzą, że wszystko powstaje w sposób przypadkowy, że nie istnieją żadne inne poziomy rzeczywistości. Tymczasem doświadczenie naukowe już w tej chwili wskazuje, że nie ma niczego przypadkowego, a to, co my uważamy za przypadek to tylko nie poznany jeszcze przez nas obszar rzeczywistości. Mnie Bóg wyłonił się zza równań. Teoria próżni fizycznej, którą opracowałem, stwierdza istnienie poziomu Rzeczywistości Wyższej, jeszcze bardziej wysubtelnionej struktury, gdzie praktycznie nie ma materii, nawet subtelnej. To coś jakby plan według którego rodzi się materia zarówno subtelna, jak i gęsta. Materii nie ma, a plan już jest. Na pytanie: kto stworzył ten plan? otrzymujemy odpowiedź, że istnieje Wyższy Umysł, który to wszystko obmyślił i wykonał. On jest Początkiem Wszystkiego. Ponieważ nie ma takich równań, za pomocą których dałoby się Go opisać, oprócz równania typu 0=0, z punktu widzenia tradycyjnej nauki jawi się jako „nic” – na tym poziomie bowiem nie ma niczego, co by było nauce znane: ani materii, ani energii.”
Więcej informacji możesz znaleźć tutaj
http://www.swietageometria.darmowefora.pl/index.php?topic=479.5
I masz rację, że religie to forma walki o władzę nad światem, a nie rzeczywista troska o duchowość ludzi
~rozsądna · 24 lutego, 2014 o 2:47 pm
Jestem przekonana, że wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni i wszystko, co czynimy, a nawet myślimy, ma znaczenie i wpływ na innych.
I nie jestem w tym poglądzie odosobniona. Istnieje wiele teorii na poparcie tej tezy, że wymienię tylko kilka: wspomnianą teorię Szypowa, efekt motyla, hawajską Hunę, współczesną fizykę kwantową (polecam film „Kwantowa komunikacja”), a nawet w Biblii są wzmianki na ten temat – „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili.”
Im więcej czytam różnych źródeł, tym bardziej wszystko staje się spójne i jasne. Wszyscy jesteśmy ze sobą w pewien sposób połączeni, wpływamy na siebie wzajemnie, wysyłamy i odbieramy wibracje.
A Bóg (czy jak tam określimy tę moc) jest jeden dla wszystkich, nieważne w jakiej religii zostali wychowani. I jest wszędzie, a nie tylko w kościołach, więc chodzenie na mszę nie ma znaczenia. Znaczenie ma tylko nasze zachowanie i uczynki.
~jackulus · 25 lutego, 2014 o 9:43 pm
No to wiele wskazuje na to, że dosyć blisko mi do takiego podejścia. Chyba mniej ze względu na przeróżne teorie, a bardziej w wyniku jakiegoś wewnętrznego przekonania i odczucia, razem cuzamen do kupy wziętych…
~jackulus · 25 lutego, 2014 o 9:47 pm
Wiesz, z tym Szypowem i jego polem świadomości – pierwsze słyszę. I od razu, jako urodzony sceptyk mam wiele wątpliwości. Zwłaszcza, kiedy widzę takie słowa jak „podobno”, „chyba”, etc., których w informacjach wskazanych przez Ciebie jest sporo. Mam też wrażenie, że aktualna nauka, ze swoimi metodami badawczymi, nie traktuje jego osiągnięć poważnie. To jednak dopiero pierwsza strona medalu.
Bo druga jest taka, że rzeczywiście, gdyby podobne „wynalazki” miały powstać, wiele sił i środków zostałoby zapewne zmobilizowanych, aby do ich rozwoju nie dopuścić. Ważniejsze dla mnie jest chyba jednak coś innego: skoro jest coś, co nazywamy duchowością i odczuwa to tak wiele osób na tym świecie, kiedyś może nadejdzie moment, w którym ów niedostępny obecnie wymiar zostanie w jakiś sposób zbadany ? Choć nie jest to żadna logiczna konsekwencja, ponieważ równie dobrze owa duchowość może być niemierzalna. Jeśli jednak byłoby to możliwe mam wrażenie, że pierwsi, którzy będą głosić „nowe”, mają wielkie szanse być traktowani z buta i na wszelkie możliwe sposoby lekceważeni. Aż do momentu, kiedy ich racje będą musiały zostać przyjęte jako obowiązujące. Zatem może taki moment właśnie nadchodzi ???
Dzięki za komentarz i namiary…
~Dominik · 24 lutego, 2014 o 12:58 pm
Jacku,
nie mogę nie skomentować tego wpisu. Dotknął mnie dość osobiście 😉 Zostałem bowiem wychowany w innej religii niż ta powszechna – katolicka. Moje rodzinne purytańskie wychowanie oparte było na poglądach małego wyznania wywodzącego się z tradycji protestanckiej. Jest to religia bardzo ortodoksyjna i przyznająca sobie właśnie monopol na prawdę. Wiem co to znaczy nie przyznawać prawa do zbawienia innym ludziom, tylko dlatego że są innego wyznania. Odkrywanie dla mnie tego było przerażające – jak religia, która sama jako mniejszość wyznaniowa oczekuje tolerancji, jednocześnie nie jest tolerancyjna w stosunku do innycj ludzi… jak może głosić prawdziwą miłość i nie okazuje jej wszystkim, lecz tylko wybranym, swoim? Odkrywanie tego było stopniowe i związane z dojrzewaniem. Choć już 7 lat temu podjąłem wewnętrzną decyzję, że nie ma mojego serca w takiej religii, to dopiero rok temu wystąpiłem oficjalnie z tej religii. Doszedłem do świadomości, że nie mogę głosić prawd, w które nie wierzę, nie mogę się utoższamiać z religią, której nie przypisuję już takiego wybiórczego zbawienia. Dziś jestem bezwyznaniowy. Zrozumiałem, że forma jest mniej ważna, ważniejsze jest to, co we mnie jest Duchowe. Uważam się za osobę o usposobieniu duchowym. Staram się rozwijać w sobie miłość do wszystkich ludzi. W mojej dawnej religii nie chodziło akurat o pieniądze, lecz o „rząd dusz”, czyli o emocjonalną władzę nad ludzmi, którzy godzili się na to, gdyż tam w zamian znajdowali bezpieczne schronienie i akceptację. Nie oceniam tego w kategoraich złe, dobre.
Rozumiem teraz, że wszelkie religie są potrzebne, gdyż są różnymi drogami do duchowości, do poznania tego, że świat nie jest tylko materialny, lecz ma także wymiar duchowy. I to jest cenne, i to moża odnaleźć w judaiźmie, islamie, hiduiźmie, byddyźmie i w chrześcijaństwie. Ale te religie są tylko narzędziami do duchowości, ale nie celem. Jak z tego narzędzia skorzysta człowiek, to już inna sprawa. Może ktoś być gorliwym katolikiem, czy protestantem, a swoim życiem pokazywać, że nie jest człowiekiem duchowym. I odwrotnie, ktoś może być niezwiązany z religią i być człowiekeim w pełni duchowym.
Prawdziwe duchowe oświecenie polega na zrozumieniu, że w różnorodności jest jedność. Wszystkie bowiem religie prowdzą do poznania, Tego, co trudno objąć i nazwać – Bogiem, Siłą Stwórczą, Praprzyczyną, Jednością, Prawdziwą Rzeczywistością – każdy człowiek inaczej To nazwie. Osiągnięcie tego Celu jest tym co łączy wszystkie religie i wszystkich ludzi.
Od czasu do czasu (kiedy obserwuję ludzi lub naturę) mam takie „doznania” i wręcz pewność, że my wszyscy, ludzie i przyroda, i cały nasz świat i kosmos jesteśmy ze sobą powiązani, że jesteśmy Prawdziwą Jednością bez względu na formę.
I to jest poznanie Boga.
~jackulus · 25 lutego, 2014 o 9:39 pm
O rany Dominiku, jak się cieszę z Twojego komentarza! Nawet nie wiesz. No bo wiadomo – w kupie raźniej :-). Mam zdaje się tak jak Ty, jeśli chodzi o całe to odczuwanie powiązań. Świadomość, że nie tylko ja tak mam, bardzo dodaje otuchy… Dzięki !!!
No i cieszę się, że taki kawał trudnej drogi szczęśliwie przeszedłeś…
~Karol · 28 lutego, 2014 o 11:57 pm
Jacek, dziękuję, że zadajesz głośno takie pytania.
Pomyślałem, że mistyk nikogo nie nawraca, a nawet nie przemawia, ale jego spojrzenie przemawia. Tymczasem większość wyznawców religii to nie mistycy, ale „dzieci w piaskownicy”, które się przekrzykują, kto ma lepszą zabawkę.
Poczucie prawdy obiektywnej ma silne działanie przeciwlękowe. Przeciw-lękowi przed byciem gorszym, głupszym, frajerem; przeciw-lękowi przed ostatecznym unicestwieniem.
I to jest przykre, że to, co mogłoby ludzi łączyć (wyższa idea, religia), tymczasem dzieli jako ideologia. W tym sensie religia jest zdradą Boga.
~Malina · 2 lipca, 2016 o 11:53 pm
Który Bóg jest najlepszy? Kiedyś postanowiłam ustalić, która z istniejących religii jest tą jedyną, no bo któraś chyba musi być prawdziwa – pomyślałam. Oczywiście nie sposób tego uczynić, nie poznając każdej z nich. Ledwo zaczęłam poszukiwania, to się tak zamotałam, że stwierdziłam, że nawet jakbym miała dożyć setki, to by mi na znalezienie prawidłowej odpowiedzi nie starczyło czasu. Do tego czas na pracę, rodzinę i tak dalej. Wtedy wpadłam na genialny pomysł: otóż skoro jest Bóg co stworzył wszystko, to czemu by się właśnie Jego samego nie zapytać? No i zapytałam. Spytałam o prawdziwą religię, którą On chciałby żebym wyznawała no i On mi odpowiedział. Nie będę pisać jaką uzyskałam odpowiedź, bo nie chcę być jak Ci wszyscy, którzy za wszelką cenę przekonują kogoś do swoich racji. Przecież każdy może się Jego sam zapytać. Gwarantuję, że skoro ktoś będzie wyrażał szczere chęci poznania prawdy i poprosi o jasną odpowiedź to ją otrzyma, być może nie od razu, być może za tydzień, miesiąc, rok, być może za parę lat, ale otrzyma. Należy tylko uważać, aby nie rozkazywać i nie wymuszać uzyskania odpowiedzi, tylko poprosić, czekać i nadal wyrażać chęć poznania odpowiedzi. Ten co stworzył cały świat po prostu jest dżentelmenem i nie pcha się siłą w nasze życie, dlatego trzeba się do Niego odezwać i pozwolić mu na działanie w naszym życiu. Pozdrawiam:)
jackulus · 30 lipca, 2016 o 10:19 pm
Popieram w całej rozciągłości i też polecam taki sposób dociekania.. Dzięki ! 🙂