Wpadłem kilka dni temu na wywiad o tym, czym jest męskość, przeprowadzony z profesorem kulturoznawstwa UMCS, Andrzejem Radomskim. No i mnie poniosło. Nie będę cytował wszystkich swoich myśli, które wykluły się w mojej głowie, ale zadziało się na tyle dużo, że siadam do pisania. Choć kilku słów.
Generalnie Profesor twierdzi, że pojęcie męskości zmienia się jak wszystko dookoła. Jest profesorem, więc zaciskając zęby przyjmuję do wiadomości, że potrafi powiedzieć coś takiego, czemu nie będę mógł zaprzeczyć. Bo, że wszystko się zmienia, to prawda. Nie mniej jednak, w moim odczuciu nie zmienia się tyle i w taki sposób, jak Profesor to w wywiadzie głosi. Chcę odnieść się do dwóch tez – oto pierwsza z nich:
„Świat się bardzo zmienił. Stał się wielowymiarowy, wielokulturowy. Mówimy o „płynnej” nowoczesności. Mamy do czynienia z dużą ofertą ról społecznych, ideologii, światopoglądów. Świat przypomina swoisty supermarket, w którym jest wiele produktów – także tych związanych z męskością i kobiecością, i każdy może wybrać sobie taki, jaki mu odpowiada. Nie ma już jednego dominującego modelu męskości czy kobiecości – przynajmniej w Europie czy USA.”
Po mojemu, oznacza to, że jest tak zwana wolna amerykanka. Czyli mam prawo zaobserwować jaki jestem, męski, półmęski, ćwierćmęski, półkobiecy, kobiecy, dziecinny, nie wiadomo jaki, byle jaki – i co ? W takim razie stworzę sobie nowy, kolejny model męskości ? Powstanie model mężczyzny „nijakiego”, jeden z wielu nowych modeli – znak czasów, wielokulturowości, wielowymiarowości, bylejakości, gównojakości. Wszystko się zmienia, więc wszystko mogę dopuścić, popłynę z prądem, jak wiadomo co ? Nagle okaże się, że mamy 10, 50, 100 modeli „męskości”, jaki się komu podoba. Fajnie, prawda ? Za to na pewno, nic nie trzeba robić, bo cokolwiek na świecie by się działo, to zrobimy z tego nowy model. Znak naszych czasów. Znak zmian.
Ech, wkurzam się. Zmiany są, ale dla mnie istnieją też stosunkowo trwałe, ustanowione przez naturę wartości i mężczyzna jest mężczyzną. Na różnych etapach swojego życia, pokazuje różne strony swojego oblicza, ale to nie oznacza, że można zaakceptować wszystko. Mężczyznom trudno się odnaleźć, zwłaszcza w ostatnich czasach, kiedy zupełnie zmieniła się pozycja kobiet, ale to nie dlatego, że się zmieniła jest trudno im się odnaleźć. Od długiego czasu giną wzorce, ginie wychowanie i to dlatego mężczyźni czasami nie wiedzą co mają robić. Ale to dla mnie nie jest powód, aby wymyślać nowe „modele męskości”, które taki stan rzeczy usprawiedliwią.
Zacytuję jeszcze jedną myśl Profesora, zamieszczoną w tytule artykułu, którą zresztą już nie raz słyszałem. Taka mantra naszych czasów:
„Kobiety chcą mężczyzny odpowiedzialnego, inteligentnego, zdecydowanego, silnego psychicznie, a z drugiej strony opiekuńczego, wrażliwego, czułego w łóżku, bardziej zajmującego się sprawami domowymi i wychowywaniem dzieci. To jest nieprawdopodobnie wyśrubowany ideał. Ilu panów jest temu w stanie sprostać?”
A mnie znowu niecenzuralne słowa cisną się na usta. Co to za ideał ? Co to w ogóle za teza ? Jeśli mężczyzna, chłopiec, wychowa się w normalnej, zdrowej rodzinie, w której będzie kochająca i świadoma matka, w której będzie kochający i świadomy swojej roli ojciec, i oboje będą mieli dla tego młodego czas, aby mu część siebie przekazać, to mężczyzna będzie i silny, zdecydowany i będzie miał serce. Co to za filozofia ? Co to za ideał ? To norma, do jasnej ciasnej, powinna być. Tylko to co się stało z naszymi rodzinami, z dowolnością, brakiem czasu i wychowania, z tym usraniem za kasą i wygodami powoduje, że tak wiele rzeczy się pieprzy. Ale to nie powód, żeby teorie do tego budować i dopasowywać. Dla mnie, raczej trzeba by się było wziąć do roboty…
W wywiadzie jest jeszcze wiele bzdur, głoszonych i cytowanych przez Profesora, nie będę już się nad nimi i sobą pastwił. Krótko mówiąc: nie zgadzam się z Panem, Panie Profesorze…
8 Komentarzy
~rozsądna · 7 czerwca, 2013 o 3:44 pm
I słusznie. Ja też się nie zgadzam:)
~W.W. · 11 czerwca, 2013 o 3:53 pm
Dzisiaj generalnie jest taka tendencja, że jeśli jakieś zjawiska, zachowania wymykają się spod naszej kontroli, tworzymy nowe modele, by móc bez większego wysiłku poczuć się znów panami sytuacji. Zawsze łatwiej jest szukać wytłumaczeń swoich zachowań, niż starać się nad nimi panować w racjonalny sposób. Żyjemy obecnie w zalewie nieprawdopodobnej ilości mniej lub bardziej wyszukanych modeli społecznych, kulturowych etc. Dlatego ludziom, którzy nie otrzymali w domu jednoznacznie zarysowanego modelu postępowania trudno jest się odnaleźć. Za dużo wzorców, a za mało autorytetów.
~jackulus · 12 czerwca, 2013 o 2:14 pm
Do tego też, czyli do autorytetów, w moim odczuciu nawiązuję. Gdybym cytowane tezy usłyszał w piosenkach czy przeczytał na blogu 😉 – pewnie bym się nie zahaczył. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Ale kiedy cytaty pochodzą z wypowiedzi profesora, a tak sobie wypbrażam, że poziom profesury aspiruje już do miana autorytetu, to nie wytrzymuję i się odpalam…
~W.W. · 20 czerwca, 2013 o 10:55 am
Ano właśnie, istnieje w nas jakieś takie zakorzenione poczucie, że gdy obcujemy z profesorem, to powinien to być jednak autorytet. A tymczasem okazuje się, że bardzo często odbieramy jego stanowisko jako skrajnie absurdalne. Gdzie zatem tych autorytetów szukać?
~Karol - Poznań · 31 stycznia, 2014 o 12:36 pm
Witam Jacku Ciebie i Twoich Czytelników!
Po pierwsze cieszy mnie Twoja determinacja w bronieniu czegoś takiego, jak rdzeń męskości/kobiecości, bądącego czymś więcej niż biologicznymi cechami płciowymi. W czasie fali genderyzmu takie stanowisko może być niemodne, ale przecież nie z powodu mody spotykamy się na Twoim blogu. (Swoją drogą cieszy mnie także, że większość znanych mi psychoterapeutów nie sympatyzuje z gender). Masz rację, nie chodzi o wymyślanie nowych modeli męskości, ale o świadome odkrycie swojego znaczenia bycia mężczyzną i bycie nim w takim świecie, jakim on jest. Nawet, jeśli w tym świecie pojawia się RedBull i telewizja.
Po drugie, jednak zgodzę się trochę z panem profesorem – niewielu panów jest w stanie sprostać zacytowanemu wzorowi. To nie znaczy dla mnie, że tak ma być i nie warto zmierzać ku byciu mężczyzną i silnym, i wrażliwym. “Panowie, miejmy ambicje i cele!” Wątpię jednak, czy naprawdę wystarczą “wystarczająco dobrzy rodzice”, aby takim być. Wciąż niewiele wiemy, dlaczego czasem jest tak, a nie inaczej.
Można byłoby określić analogiczny wzór kobiety: “Mężczyźni chcą kobiety świadomej, zaradnej, inteligentnej, wysportowanej, wrażliwej, otwartej na własną seksualność, odpowiedzialnej matki ich dzieci..” i jeśli dziewczynka miała kochających i świadomych rodziców, to w zasadzie powinno tak być. Tylko czemu dość rzadko wszystkie te cechy idą w parze? Być może niewielu rodziców potrafił sprostać tym standardom mądrej miłości, a być może ulegamy jednak trochę idealizmowi, zapominając, że miłość to miłość dla tego wszystkiego, czym i kim ktoś jest teraz, a nie mógłby być mając lepszych rodziców. /K
~jackulus · 31 stycznia, 2014 o 4:44 pm
Witaj Karolu :-),
To ja zacznę od tego, że bardzo mnie cieszą Twoje odwiedziny. A wraz z nimi wyważony komentarz, którego spokoju – jak to teraz widzę – w kilku momentach zabrakło mojemu wpisowi. Prawdą jednak jest, że popełniałem go w afekcie :-).
Zgadzam się z Tobą, że wychowanie nie jest jedynym czynnikiem, który kształtuje nas i w konsekwencji nasze postępowanie. Nawet gdyby tak było, to jak głosi ludowa chyba mądrość – nosimy w sobie ślad siedmiu (o ile dobrze kojarzę) pokoleń. Co oznacza, że część „siebie” dostajemy w spadku niezależnym od wychowania w ramach swojego pokolenia. Chyba nic nie stoi na przeszkodzie, aby ów spadek nazwać po imieniu, czyli przypomnieć o istnieniu przekazu genetycznego. A jeśli nie chodzi o geny, to tak czy inaczej, pozostanie niezbadany czynnik inny niż wpływ wychowania. Jednakże dom rodzinny, nasze relacje z rodzicami i edukacja emocjonalna, która od nich dostajemy mają tak niepodważalne znaczenie, że trudno mi nie myśleć o nim w pierwszej kolejności. Nawet gdyby geny miały okazać się silniejsze, chciałbym ze swojej strony zrobić wszystko co możliwe, aby wychowując dzieci wygrać ten „pojedynek”.
Mam też wrażenie, że podobnie myślimy w kwestii „wzorcowych” cech kobiet i mężczyzn, o ile chodzi Ci o swojego rodzaju akceptację niedoskonałości, kiedy praktyka pokazuje, że nasz życiowy partner ma za sobą drogę, na której „ideałem” nie udało mu/jej się zostać. W tym co napisałeś o akceptującej miłości jest dla mnie nuta, z której brzmieniem pisałem kiedyś o „nauce” miłości (Czy można nauczyć się kochać ?). To co jest dla mnie w niniejszym wpisie najistotniejsze, to konieczność opowiedzenia się po jednej ze stron: Czy za normę przyjmuję, że mężczyzna może być jednocześnie i silny i wrażliwy i do rozwoju takiej równowagi należy dążyć, czy też uważam, że są to wymagania sprzeczne, osiągalne na zasadzie wyjątku, zatem szkoda zachodu na zajmowanie się nimi, a panie niech się decydują czego chcą, ponieważ w dzisiejszych czasach nie można już inaczej. Przy tak postawionym problemie, ja opowiadam się za pierwszą opcją.
Serdecznie pozdrawiam,
J.
~Karol - Poznań · 3 lutego, 2014 o 12:42 pm
Jestem za “opcją” silnego i wrażliwego mężczyzny, sądzę jednak, że trzeba jeszcze lat, zanim taki wzorzec męskości się skonsoliduje. A i tak nie wszystkie kultury pójdą w stronę takiej integracji. Z mojego doświadczenia w psychoterapii wynika, że wciąż więcej jest mężczyzn albo a) głównie silnych i zdystansowanych od uczuć, albo b) głównie wrażliwych (co wcale nie jest równoznaczne z kontaktem z własnymi uczuciami), niż c) zintegrowanych w tym względzie. Uważam jednak, że przynajmniej część mężczyzn będzie w tę stronę szła i nie zatrzyma tego ani genderyzm, ani feminizm, ani widoczna globalna unifikacja.
~jackulus · 5 lutego, 2014 o 5:05 pm
Howgh!
Tyle dodałbym do Twojego komentarza… 🙂