Idę sobie ulicą, patrzę na wyrosły niczym grzyb po deszczu biały, zgrabny budyneczek ze sklepem Rossmanna, którego bardzo niedawno jeszcze tutaj nie było i przypominam sobie przeczytaną niedawno informację, że firma otwiera w Polsce kolejne 1000 sklepów. Znaczy się interes kwitnie. Ale jak ma być inaczej ? Każdego dnia zużywamy nieprawdopodobne ilości kosmetyków, okrążeni i przyparci do muru przez reklamy kupujemy kolejne specyfiki, które nawet w martwą tkankę jaką jest ludzki włos mają tchnąć życie, z lubością dekorujemy łazienki kolejnymi kolorowymi flakonikami i buteleczkami. Wszystko po to, aby nasze ciało było czyste, pachnące i piękne. Na osobistą higienę wydatkujemy czas, energię i niemałe pieniądze. Z reguły jest w tym wszystkim sporo przesady, bo na upartego wystarczyłoby mydło i szampon (no nie, jeszcze pasta do zębów), ale jeśli granice zdrowego rozsądku są przekraczane z umiarem, trudno dopatrywać się w tej dbałości czegoś złego. W związku z tym, wszyscy niemal uznajemy takie postępowanie za właściwe, a w zasadzie niezbędne. A mnie, kiedy już wpadłem w ten higieniczny klimat przypomniała się pewna historia.
Jeden z moich nauczycieli, zapytał zgromadzoną przed nim grupę uczniów – w której i ja się szczęśliwie znajdowałem – jak często kąpiemy się i myjemy ? Wśród zebranych pojawiła się lekka konsternacja. Takiego pytania chyba nikt się nie spodziewał, a część słuchaczy – takie miałem wrażenie – uznała je nawet za zbyt osobiste. Po pierwszym zaskoczeniu, pojawiły się jednak odpowiedzi:
– Codziennie
– Codziennie prysznic, a co kilka dni wyleguję się w wannie
– Prysznic rano i wieczorem
Kolejne zgłoszenia wpadałały już w rytm licytacji. Nauczyciel pozwolił abyśmy się trochę poprzekrzykiwali, potem wyciszyli i spokojnie zapytał: „A co by się stało, gdybyście przestali się myć ?”
Konsternacja zapadła po raz drugi, teraz już na dłużej. Podobnie jak inni miałem wrażenie, że kroi się jakaś gruba prowokacja. W naszych głowach musiały pojawiać się zupełnie skrajne skojarzenia, ponieważ na niektóre twarze wypełzły grymasy, które bez słów świadczyły o tym, co wówczas mogło by się stać. Werbalny odzew wszakże też się pojawił.
– Nooo, byłoby nieświeżo…
– Trudno sobie nawet wyobrazić, byłoby okropnie…
Ktoś nawet odważył się wziąć na siebie zbiorową odpowiedzialność i powiedział, że po prostu, zaczęlibyśmy okropnie śmierdzieć. To straszne słowo spowodowało, że na sali zapanowała pełna napięcia cisza.
Nasz mentor długą chwilę się nią podelektował, po czym stwierdził: „No właśnie, zapewne zaczęlibyśmy śmierdzieć. Na szczęście – tutaj kilka razy znacząco pociągnął nosem obracając głowę dookoła – do tego nie dopuszczamy. Wszyscy dbamy o nasze ciała”. Po chwili dodał: „A jak jest z waszymi umysłami, jak często myjecie je i kąpiecie ?”. Śmiech wywołany wąchaniem Mistrza szybko ucichł, zwłaszcza, że po chwili nauczyciel niemal mimochodem dopytał, czy gdybyśmy przypadkiem tych naszych umysłów nie myli, to czy też zaczęły by nam śmierdzieć. Zaiste, nie przebierał w słowach.
Nasze uczucia były mocno mieszane. Podejrzewałem, że nikt ze zgromadzonych nie czuł nieświeżego zapachu swojego umysłu, nawet pomimo tego, że nie pamiętał kiedy ostatni raz go kąpał (bo niby jak to zrobić ?), ale prosta logika podpowiadała, że jakaś analogia pomiędzy koniecznością dbania o czystość zarówno ciała jak i umysłu istnieje. Zagadka została za chwilę rozwikłana.
Tak zaczął się wykład o medytacji, zjawisku tak obcym w naszej kulturze, że aż trudno o nim wspominać. Choć powinno być ono elementem naszej psychicznej higieny tak powszechnym i naturalnym, jak mydło i woda w odniesieniu do ciała. Bo prawda jest taka, że nasze umysły maltretujemy w sposób trudny do wyobrażenia. Są nieustannie bombardowane ciągle zwiększającą się ilością bodźców i nie ulega wątpliwości jak bardzo muszą być umęczone, choć trudno jest nam na ten prosty fakt zwrócić uwagę. Receptą jest medytacja, która jest niczym więcej jak tylko próbą zatrzymania gonitwy naszych myśli i dania szansy steranemu umysłowi na odpoczynek i odświeżenie. Wbrew ogólnie pojętemu stereotypowi, medytowanie nie musi koniecznie oznaczać zastygłej pozycji buddyjskiego mnicha złożonego w idealnym lotosie. Istnieje wiele form i możliwości, jak choćby już bliższa naszej kulturze modlitwa. Medytacja może nawet odbywać się w ruchu, jeśli tylko na tymże ruchu potrafimy skupić się tak bardzo, że wyłączy to nasze myślenie. Czy jakimkolwiek innym działaniu. Zatopieni w tańcu tancerze, żyjący przez chwilę tylko jego wykonaniem, są dobrym przykładem takiej medytacji.
Medytacja, to kolejny z paradoksów. Wydawało by się, że nic prostszego – wystarczy po prostu o niczym nie myśleć. Ale nie jest to tak proste jak się wydaje, ponieważ tak bardzo przyzwyczailiśmy nasze mózgi do aktywności (nawet we śnie, nie potrafią się zupełnie wyłączyć), że trudno jest je zatrzymać. Dla zdrowia i higieny, jest to jednak konieczne. Tak jak codzienny prysznic. Bo jak nie, to wiadomo, czym to się skończy… :-).
10 Komentarzy
~rozsądna · 26 marca, 2013 o 8:19 am
Cóż, najwyraźniej nigdy nie myłam swojego umysłu, bo nie stosowałam jeszcze medytacji sensu stricto. To nie znaczy, że nie zdarzają mi się głębokie zamyślenia prowadzące do wyłączenia się z rzeczywistości.
W taki stan wchodzę dość szybko, potrafię się wyłączyć i skupić na swoich myślach w największym tłumie i hałasie. Nauczyłam się tego, gdyż wychowałam się w dwupokojowym mieszkaniu w bloku i miałam wspólny pokój z dwoma młodszymi braćmi. Jeśli chciałam się uczyć lub czytać, to musiałam się „wyłączyć” na otaczającą rzeczywistość.
Ta umiejętność zawsze zaskakuje innych ludzi – moi współpracownicy nie pojmują, że jak coś czytam czy piszę projekt albo zarządzenie, to nie słyszę nic wokół siebie.
Takie skupienie pozwala na lepsze zapamiętywanie tego, co się czyta lub o czym się intensywnie myśli. Kiedyś potrafiłam przeczytać wykład z fizyki czy biologii dwa razy i zapamiętać na tyle dobrze, żeby dostać piątkę z odpowiedzi 🙂
Ludzie teraz generalnie za mało się skupiają na swoich działaniach, wszystko robią „po łebkach”, powierzchownie i byle jak, rzadko wkładają serce i zaangażowanie w to, co robią. A szkoda, bo ci, co skupiają się na tym, co robią w danym momencie, zwykle osiągają sukces.
~jackulus · 27 marca, 2013 o 2:16 pm
No, powiem Ci, że jesteś nie do zdarcia w swojej doskonałości. A trąbę słonia zrobiłaś w absolutnie perfekcyjny sposób – tutaj duży szacun… 🙂
~rozsądna · 27 marca, 2013 o 3:13 pm
Obawiam się, że nie rozumiem, co chciałeś mi przekazać. Co to znaczy – zrobić trąbę słonia?
Bo to, że za mną nie przepadasz wiem już od jakiegoś czasu, ale to mi nie przeszkadza komentować Twojego bloga 🙂
Chyba nie zaszkodziłoby Ci więcej tolerancji dla wad innych ludzi i ogólnie – życzliwości.
Pozdrawiam 🙂
~jackulus · 27 marca, 2013 o 3:48 pm
Jakich wad rozsądna, jakich wad – o czym Ty mówisz ??? 😉
Więcej tolerancji być może by mi nie zaszkodziło – tutaj nie polemizuję. Choć z drugiej strony za dużo tolerancji czasami bokiem wychodzi. Ale to mówię bez związku z blogiem i Twoimi komentarzami. Życzliwości nigdy za mało, zatem z pewnością mógłbym mieć jej więcej.
Twoje komentarze są zwykle bardzo sensowne i bliskie temu co myślę – a kiedy już jedziesz po bandzie z „samouwielbieniem”, to się odzywam, tak jak w tym przypadku. Tak czy inaczej, jesteś tu mile widziana, również z ostrą krytyką i sprzecznymi poglądami.
Też pozdrawiam :-).
PS.
A z trąbą słonia, był taki dowcip kiedyś – cytuję znalezioną wersję:
„Student zoologii nie był przygotowany do egzaminu. Dowiedział się jednak, że profesor robił kiedyś doktorat na temat dżdżownic, wie o nich wszystko i często o to pyta. Student nauczył się więc wszystkiego o dżdżownicach. Na egzaminie profesor zapytał jednak:
– Co pan wie o słoniach?
– O…o słoniach? No więc słoń, to dziwne zwierzę. Jego trąba przypomina dżdżownicę. A dżdżownica…”
~rozsądna · 27 marca, 2013 o 5:01 pm
Mówię o wadzie, którą stale mi zarzucasz – nadmiar doskonałości (czyli Twoim zdaniem samochwalstwo 🙂
Staram się nigdy nie oceniać innych osób, a już zwłaszcza zupełnie obcych, o których nic nie wiem poza sporadycznymi wypowiedziami. Ciebie również nie oceniam jako człowieka – odnoszę się tylko do Twoich wypowiedzi i albo się z nimi zgadzam, albo nie.
Natomiast Ty nie masz oporów przed osobistymi wycieczkami pod moim adresem. Stąd moja uwaga o większej tolerancji, bo ewidentnie Ci jej brakuje.
Nikt nie jest doskonały – Ty też 🙂
~jackulus · 28 marca, 2013 o 10:20 am
pierwsze primo:
czy kiedykolwiek mówiłem, że nadmiar doskonałości, to wada ? 🙂
drugie primo:
„stale” ? Wydaje mi się, że kiedyś mi się zdarzyło, a to nie do końca to samo co stale ? 🙂
trzecie primo:
imho „nadmiar doskonałości” != (jest różne od) „samochwalstwo”
czwarte primo:
na ile tylko potrafię, nie chcę Ciebie oceniać. Po prostu wyrwała mi się niewiara w to, że istnieje ktoś tak doskonały, jak Ty – robiący w realnym życiu wszystko tak, jak piszą w mądrych księgach. A w ostatnim poście nawet w innym kontekście niz wałkowany – to a’propos trąby słonia. Ale nie znaczy to, że tak nie jest – tak jak napisalaś, nie znam Ciebie i nie mam zamiaru tego dociekać. Piszę tylko o moich odczuciach, które są niezależne od stanu faktycznego, a ja czasami mam kaprys o tym powiedzieć/napisać. W tej swojej okropnej, niedoskonałej nietolerancji, no bo…
piąte primo:
nie mam oporów przed osobistymi wycieczkami, brakuje mi tolerancji, jestem z całą pewnością niedoskonały (ale nie wiem dlaczego „też” 😉 )
Pozdrawiam 🙂
~rozsądna · 28 marca, 2013 o 10:45 am
Ja mam świadomość własnej niedoskonałości i dlatego nie uzurpuję sobie prawa do oceniania innych.
Nie jestem doskonała, mam swoje wady (chyba za często odwołuję się do własnej osoby w kontekście komentowanych notek, co tak Ciebie drażni), ale z pewnością nie staram się nikomu wbijać szpilek, żeby się poczuć lepszą i mądrzejszą.
Obiecuję, że postaram się trzymać ściśle tematu notek, żeby nie zaśmiecać Twojego bloga i nie kusić Cię do światłej krytyki.
Miłego dnia 🙂
~jackulus · 28 marca, 2013 o 2:29 pm
Poważnie się zrobiło. Ale to nie tak. Ja piszę o swoich odczuciach bo czuję taką potrzebę (czasami), a nie po to, aby Ciebie krytykować, albo tym bardziej wpływać na Twoje zachowanie/opinie. Zaglądaj i pisz tak jak coś widzisz i jak naprawdę jest, a nie pod moje komentarze. A jak się czasem odezwę, że wkurza mnie Twoja perfekcja albo że w nią nie wierzę, to co się stanie ? Nic się nie stanie…
Dobrego dnia 🙂
~Tsugumi · 28 marca, 2013 o 7:28 am
Do czynności higienicznych niezbędnych dla ciała i umysłu, dodałabym jeszcze dbałość o sumienie, bo ono – niepielęgnowane, brudne, umiera a skutki jego śmierci są nieobliczalne…
~W.W. · 2 kwietnia, 2013 o 9:35 pm
W ramach szkolenia psychologicznego prowadzący zafundował nam test umiejętności wyciszenia własnych myśli, prosząc byśmy usiedli wygodnie, spróbowali oczyścić umysł ze wszystkich bardziej i tych mniej przelotnych myśli, a dla ułatwienia liczyli w głowie do czterech – raz, dwa, trzy, cztery, raz, dwa, trzy, cztery… I nagle okazywało się, że po kilku przeliczeniach myśli same odpływały, a my gubiliśmy ten prosty rytm odliczania. Sztuka wyciszenia się to sztuka bardzo trudna, ale trudno się z Tobą nie zgodzić, że również bardzo potrzebna.