Polski Bus 35 – taka sieć WiFi pojawiła się na wyświetlaczu mojej komórki, kiedy z ciekawością sprawdziłem, czy widniejący na boku autokaru znacznik nie jest li tylko sloganem reklamowym, którego realizacja napotyka na obiektywne trudności. Przynajmniej zatem router jest zamontowany – skonstatowałem pozytywnie zaskoczony.

Pierwszy raz skorzystałem z usług firmy coraz wyraźniej pojawiającej się na mapie rodzimych, samochodowych przewoźników. Jechałem do Krakowa i na kwadrans przed godziną odjazdu dołączyłem do całkiem sporej grupki osób skupionej wokół otwartych drzwi autobusu. Po chwili plecak zamieniłem na kawałek naklejki z kodem kreskowym i kątem oka sprawdzając, czy aby na pewno wyląduje w bagażniku, wsiadłem do jaskrawo pomalowanego autokaru. Przy wejściu,zamiast biletu, karnie zaprezentowałem wydrukowaną na domowej drukarce kartkę papieru, jak zwykle w podobnej sytuacji zastanawiając się nad szybkością zmian przebiegających w otaczającym mnie świecie. Następnie wspiąłem się po kilku schodkach na górny pokład, co też było swojego rodzaju atrakcją. Ponieważ rzadko bywam w Londynie (a dokładniej nigdy jeszcze mnie tam nie widzieli), zamiast czerwonego dabldekera, przypomniało mi się spanie na piętrowych łóżkach w akademiku. Nawet tak błahe odstępstwo od codzienności, znaczonej podróżowaniem na niskopoziomowych pokładach warszawskich przegubowców, zapachniało przygodą. Już na samym początku podróży poczułem, jakbym zaokrętował się na wspaniały, wielomasztowy żaglowiec płynący okrężną drogą do Indii.

Wcisnąłem się na jedno z wąskich, czerwonych siedzeń i wyciągając notatki, które planowałem przeczytać  w trakcie drogi, skrzętnie zagospodarowałem centymetry sześcienne dostępnej mi przestrzeni. Nie było jej zbyt wiele i szybko okazało się, że przed każdym ruchem muszę chwilę poplanować, co i w jakiej kolejności mam zamiar zrobić aby nie rozbić sobie łokcia o szybę, nie spowodować urazu szyi u osoby siedzącej przede mną i nie zepchnąć w przejście swojego sąsiada, który właśnie usadowił się po mojej prawicy.

Był to młody człowiek, w wieku ca 20 lat. Szybko i o wiele sprawniej ode mnie przygotował się do podróży. Niczym z cylindra sztukmistrza wyczarował „Apple Pro Coś Tam” i jeden z topowych notebooków firmowanych przez Steve’a Jobs’a pojawił się na jego kolanach. W sekundę później, w lewej dłoni pojawił się wielki smartfon, chyba najnowsze dziecko technologii Samsunga, a na uszach znalazły się słuchawki, sprzęgające jego mózg z Pro Mac’iem.

– No, to na śmierć pewnie się przez drogę nie zagadam – pomyślałem, kątem oka obserwując młodego towarzysza podróży. To co zauważyłem, najpierw przyprawiło mnie o zadziwienie, a niebawem przeszło w swojego rodzaju fascynację.

Młodzian przez całą podróż, aktywnie wykorzystywał posiadane przez siebie cuda technologiczne. Miałem wrażenie, że jest z nimi zintegrowany. Jego palce obsługiwały klawiaturę i touchpad z taką sprawnością, że aplikacje i komunikaty na ekranie pojawiały się na ułamki sekund, co chwilami było dla mnie trudne do zauważenia, nie wspominając nawet o odczytaniu niesionych przez nie informacji. Wszystko odbywało się mniej więcej w podobnym cyklu: 15 min gry w grę na komputerze, mail, obejrzenie kilku zdjęć z komentarzami z jakiejś rowerowej imprezy typu downhill, kilka sms-ów, gra na komputerze, odpowiedzi na maile (albo wpisy na facebook-u), dla odprężenia kwadrans gry w jakąś grę na komórce, sms, zdjęcia, gra na komputerze…

I tak przez 3 godziny jazdy do Kielc. Bez chwili wytchnienia. Byłem pod wrażeniem. Bałem się jedynie myśleć o tym, co dzieje się w głowie młodego, o miłej skądinąd aparycji człowieka. Albo ewolucja przystosowała już jego mózg do zarządzania taką ilością bezsensownej w moim odczuciu informacji, albo… tworzy się tam śmietnik. Myślałem też o tym, jak wysoko musi być postawiony próg natężenia przyjmowanych bodźców, aby czuć się dobrze w podobnej sytuacji. Ja byłem zmęczony samą obserwacją tego co się dzieje kilkadziesiąt centymetrów ode mnie – inna sprawa, że równolegle powtarzałem sobie psychopatologię ;-). Młody człowiek tymczasem, miał się doskonale, przetwarzając wszystko, co do niego trafiało i odpowiadając w czasie rzeczywiście rzeczywistym.

Gdzieś w międzyczasie, próbując odpocząć, rozglądałem się po autobusie. Wszystkie, dosłownie wszystkie osoby, które miałem w zasięgu wzroku,miały w rękach lub na kolanach laptopy i komórki. Wszystkie. Wszędzie mrugające ekrany, wszędzie przewody słuchawek, wszędzie cichy stukot klawiszy. Wszyscy połączeni z wszystkimi. Wszyscy w sieci. Wszyscy on-line. Świat się zmienia, myślałem sobie po raz nie wiem który. Faktem jest, że klientami Polskiego Busa są w ogromnej większości ludzie młodzi i obrazek który zobaczyłem, bardzo wyraźnie pokazał mi, w którym kierunku nasze dzieci się rozwijają, w którą stronę nasz świat podąża.

Tylko czy to jest dobry kierunek ? Co z byciem z drugim człowiekiem ? Co z patrzeniem w oczy ? Zauważaniem, czy fryzura się zmieniła ? Rozpoznawaniem nastroju ? Czuciem emocji ? Mówieniem ? Opowiadaniem ? Odpowiadaniem ? Ciszą ? Byciem…

Ale co ja gadam. Jakie rozpoznawanie emocji. Przecież teraz się pisze jakie są emocje – od tego są emotikony. Niczego nie trzeba odczuwać ani rozpoznawać. Po co opowiadać. Przecież mamy Short Message Service. Zawsze można krócej, prędzej i więcej…

Miałem później obejrzeć sobie na komórce film, ale trochę mi się odechciało. Poczułem, że wolę być unplugged… 🙂


2 Komentarze

~Artur Trzcionkowski · 6 maja, 2014 o 5:25 pm

Świetny wpis. Masz dar do pisania. Wpis przeczytałem z ciekawością i zostanę na dłużej. Szkoda tylko, że wpisy są dodawane tak rzadko.

    ~jackulus · 17 maja, 2014 o 11:46 am

    Dzięki Arturze za dobre słowo :-). Odpowiadam z poślizgiem, ale dopiero przy porządkach w skrzynce pocztowej zauważyłem informację o komentarzu, która wylądowała w folderze spamowym. Rzeczywiście, ostatnio brak mi czasu na pisanie – to moje zajęcie z półki pt. „Przyjemności”, na którą sięgam kiedy wystarcza czasu. A z nim – jak to rzeczywistość bezlitośnie obnaża – bywa „chwilami” kiepsko.
    Pozdrawiam serdecznie,
    J.

Leave a Reply