Zastanawiam się czasami, czy ktoś jeszcze podziela mój wrogi stosunek do wszelkiego rodzaju firm farmaceutycznych. Chwilami mam wrażenie, że obsesyjnie wrogi. Zupełnie niedawno, z powodu wspomnianej przypadłości wdałem się w dyskusję z lekarzem, który badał mnie na okoliczność oddawania krwi. Wspomniany lekarz, to osobna historia, ale mam ochotę na małą dygresję w jego kierunku. Mój odbiór wspomnianego łapiducha to przykład awersji powstałej w sposób, który trudno racjonalnie wytłumaczyć. Ani razu mnie błędnie nie zdiagnozował, nie zrobił krzywdy mojej rodzinie, ani nie pomagał moim wrogom. Przynajmniej do momentu, w którym moje odczucia do niego się skrystalizowały. Czasem tak po prostu jest. W punkcie krwiodawstwa od zawsze obowiązkowe badania robiła lekarka. Chyba nawet pojawiały się zmiany na tym stanowisku ‑ nie jestem tego pewny, co oznacza, że specjalnej uwagi temu zagadnieniu nie poświęcałem. Już więcej emocji wzbudzały zawsze pielęgniarki, z którymi spędza się podczas wizyty najwięcej czasu i które obsługują kłujący osprzęt robiąc to bardziej lub mniej fachowo, co bezpośrednio przekłada się na sympatie lub antypatie. Pewnego razu, niespodziewanie, w pokoju lekarzy pojawił się ON – czyli lekarz. Jedyna osoba płci męskiej w całkowicie sfeminizowanej instytucji. Pojawił się, co nie znaczy że wszedł tam nagle bez pukania ‑ kiedy przyszła moja kolejka był już w środku, z profesjonalnie powieszonym na szyi stetoskopem i wzrokiem utkwionym w ekranie komputera. Rzadko mi się to przydarza, abym podprogowo odczuwał tak silną niechęć do kogoś, kto się nawet do mnie nie odezwał. Ten natomiast człowiek roztaczał wokół siebie złą aurę, wywołując u mnie odczuwalny dyskomfort. Taką chęć jak najszybszego wyjścia z pomieszczenia, które zamieszkuje. Do twarzy miał przyklejone coś na kształt grymasu, jak gdyby dosyć niefortunnie zrobił sobie permanentny makijaż, albo może lekko spartaczył któryś z liftingów. Coś w rodzaju stałego niezadowolenia. I tak samo jest za każdym razem, ponieważ gość zadomowił się w ośrodku na dobre. Rozmawia ze mną patrząc w komputer i zadając te same za każdym razem pytania. Każde z nich pada zawsze po upływie ustalonej liczby sekund od mojego wejścia do gabinetu. I nie chodzi mi o to, że pytania mają tą samą treść – to może być wynik ustalonej procedury. On je po prostu tak samo za każdym razem zadaje. Postawienie na tym stanowisku robota, byłoby dla mnie sensowniejszym rozwiązaniem. Jestem pewny, że można byłoby mu wgrać program bardziej przyjaznej obsługi i nakazać spojrzeć na mnie przynajmniej raz, kiedy wchodzę do gabinetu. Uff, mógłbym tak dalej, ale nie drążę tematu ‑ to przecież wątek poboczny. Wyobrażam sobie, że mój ulubieniec na koniec nie wiem jak bardzo udanej kariery lekarskiej, trafił do rejonowego punktu krwiodawstwa, gdzie musi dotrwać do emerytury mierząc ciśnienie i zaglądając do gardeł, czego mam wrażenie bardzo nie lubi robić. Jeśli cokolwiek lubi robić. Może tak samo nie lubił badać chorych i został karnie skierowany do badania zdrowych ? Nie mam pojęcia. Ale wiem, że to jego nielubienie, roznosi się wszędzie w powietrzu.
Z powodu mojej ograniczonej sympatii wobec rzeczonego lekarza, niewątpliwie łatwiej było mi się uruchomić, kiedy pewnego razu grymas na jego twarzy pojawił się w nowej i jeszcze bardziej intensywnej odsłonie. Miał oznaczać zdziwienie z dużą szczyptą niesmaku. Powodem był mój jawnie zaznaczony na karnie wypełnionym formularzu zgłoszeniowym sprzeciw, wobec pomysłu oddania niewykorzystanej krwi firmom farmaceutycznym. Gwoli ścisłości, tak działo się i dzieje zawsze, że niewykorzystana na transfuzje krew oddawana jest do dalszej przeróbki, ponieważ szkoda jej marnować. Różnica była tylko taka, że do tej pory wszystko odbywało się bez upubliczniania tejże informacji, a ostatnio, po kilkukrotnych już zmianach wyglądu i zawartości zgłoszeniowego formularza, opcja ewentualnego sprzeciwu się pojawiła. A ja skwapliwie z niej skorzystałem. Dlaczego skorzystałem ? Właśnie dlatego, że nie cierpię firm farmaceutycznych i nie podoba mi się, że za darmo dostaną moją krew, przerobią ją i przekażą dalej. Tyle, że już nie za darmo, tylko za konkretne pieniądze, których tak się składa, ciągle mają za mało. Ale o tym za chwilę. W finale przytoczonego epizodu mój ulubiony lekarz stwierdził, że mój sprzeciw nie ma sensu, ponieważ dzięki temu, że firma dostanie moją krew za darmo, odsprzeda potem polskim szpitalom wyprodukowane z niej specyfiki taniej, niż z krwi kupionej. Znaczy się firma szlachetna jest, a ja pozbawiony rozumu jestem. Może i rozumu nie mam, ale za to od czasu do czasu mam ochotę postawić na swoim i choćby w mało znaczący sposób zaakcentować, że się na coś nie godzę. A kiedy kwestionuje to tak lubiana i poważana przeze mnie osoba, opór stawiam z jeszcze większym upodobaniem.
Wracając jednak do tak zwanego adremu ‑ być może szara i wyzuta z ideologii rzeczywistość jest taka, jak sugerował antypatyczny lekarz, może mój sprzeciw nie jest racjonalny, ale zwrot firma farmaceutyczna budzie we mnie tak dużo nieprzyjemnych emocji, że nie mam zamiaru ich w sobie dusić. Dlaczego tak właśnie się dzieje ?
Kiedy się nad tym zastanawiam, nie wiem co jest silniejsze – czy bezwzględne zło, wyrządzane naszej ludzkiej rasie przez firmy farmaceutyczne, czy też zakłamanie, które temu towarzyszy. Na ten moment chyba tego dylematu nie rozstrzygnę. Kiedy czytam kolejne slogany reklamowe, które epatują z aptecznych witryn promując coraz to nowe i jednocześnie te same specyfiki, ciągle przebija z nich troska o moje czy nasze zdrowie. A ja zadaję sobie pytanie, z czego utrzymałaby się taka firma farmaceutyczna, kiedy jej troska by się zrealizowała i wszyscy bylibyśmy zdrowi ? Mój chłopski rozum nie może znaleźć innej odpowiedzi jak ta, że wówczas firma by splajtowała. Poszłaby z torbami. Nie miałaby racji bytu. Moja szara komóreczka jedynaczka wrednie podpowiada nawet, że w związku z tym prostym faktem, firmie farmaceutycznej może wręcz zależeć na tym (O Boże !), abyśmy byli chorzy, albo przynajmniej nie byli zdrowi. Tak jakoś sobie rozumuję, że wówczas zarabiałaby najwięcej pieniążków, a mam przeczucie, że taki cel sobie nieustannie stawia. Czyżby więc w swoich wszystkich reklamach i trosce o moje zdrowie nie była całkiem szczera ? Kiedy tak sobie rozmyślam, w następnej kolejności po rozumie uruchamiają mi się emocje i zaczynam nie cierpieć firm farmaceutycznych, ponieważ organicznie nie cierpię zakłamania. A przecież nie tylko o ordynarne kłamstwo tu chodzi. Tylko o nasze realne i najprawdziwsze zdrowie. Jedyny cel, jaki przyświeca firmom farmaceutycznym to kasa, a skuteczny sposób by ją zarobić, to nafaszerować nas chemią tak, abyśmy zdychali i powoli sobie zdychając (szybko byłoby nieopłacalne), dalej chodzili do aptek „ratować” swoje zdrowie. Jedyny realny cel w świecie boga‑pieniądza, to wydrenować nasze kieszenie sprzedając nam jak najwięcej leków, odżywek, suplementów i wszelkiego innego, chemicznego gówna, które powoduje, że nasze organizmy głupieją i nie są wstanie wykorzystać swojego niezwykłego potencjału w walce z wszelkiego typu dolegliwościami.
Dla mnie, człowiek zdrowy, to taki, który sam radzi sobie z różnego typu zagrożeniami, które w jego życiu mogą się pojawić. Wszyscy mamy niebywały ku temu potencjał, ponieważ zdolności przystosowawcze naszych organizmów są absolutnie fenomenalne, a poprawnie działający układ odpornościowy potrafi zdziałać cuda. W piramidalnym uproszczeniu rzecz ujmując. Ale by taka sytuacja mogła zaistnieć, nie można go wcześniej rozregulować. Nie można nafaszerować go antybiotykami, nie można dostarczać mu dziesiątek suplementów próbując centralnie i wyrywkowo sterować mechanizmami, których do końca nie rozumiemy i nad którymi nie potrafimy panować. To taka gospodarka centralnie planowana, jaką mieliśmy już możliwość ćwiczyć w PRL-u. Brakuje magnezu – rzućmy na puste jelita 60 tabletek mag-max-coś-tam. Brakuje wapnia – pijemy przez trzy tygodnie odpowiednie roztwory. Jakiś niedobór cynku lub witamin ? Znajdzie się jakiś maxi‑pro‑vit. W promocyjnej cenie. Przecież tak bardzo dbamy o ciebie i o twoje zdrowie ! Bolą kolana ? Broń Boże nie zacznij się w końcu ruszać – lepszym rozwiązaniem jest dwumiesięczna kuracja najnowszym wynalazkiem w kolorowym opakowaniu, poleconym nam w radiu przez głos o barwie tak głębokiej, że w trakcie słuchania wpadają w drgania i rozklejają mi się podeszwy butów. Jak w takiej sytuacji może zostać zachowana samoregulacja ? Jak w takiej sytuacji można pozostać zdrowym ? Kto do tego dąży ? Jeśli ktoś ma wątpliwości jak odpowiedzieć na te proste pytania, służę pomocą. Nie jest możliwe pozostać zdrowym działając zgodnie z intencjami firm farmaceutycznych, które dążą do tego, aby nasze zdrowie popsuć, uzależnić nas od siebie i zarabiać na tym niewyobrażalne pieniądze.
Myślę sobie dalej, jak to się dzieje, że tak się dzieje ? Przecież to nie jest żadna wiedza tajemna. Nie trzeba być profesorem ekonomii, aby dostrzec jakie są motywy działania firm dostarczających leki i być świadomym, że nie może im tak naprawdę zależeć na naszym zdrowiu. Nie jest tajemną wiedzą, że jedynym sposobem aby być zdrowym, jest zdrowy tryb życia, a nie spożywanie kolejnych opakowań cudownych tabletek szczęścia. I chociaż wszystko jest tak wydawałoby się oczywiste, cała karuzela się kręci. Coraz mocniej się kręci. Nie mamy czasu się nad tym zastanowić ? Nie mamy czasu, aby być zdrowym ? Spieszymy się, aby się jak najszybciej unicestwić ? Taaak, ta droga prowadzi donikąd…
Jasne – uspokoję tych, którzy myślą, że zupełnie z choinki się urwałem ‑ sam korzystam z leków, kiedy mam rzeczywistą potrzebę. Chylę czoło przed magicznym działaniem tabletki, która rozkurcza mi zaciśnięte mięśnie i pomaga zlikwidować niebezpieczny dla całego organizmu stan zapalny. Raz na jakiś czas. W wyjątkowych okolicznościach. Po urazie. W chorobie. Zawód aptekarza, a później farmaceuty jest niezbędny i niesie również autentyczną i konieczną pomoc. Niemniej jednak w moim odczuciu to pierwotne przesłanie i pierwotny cel niesienia pomocy, został obecnie przesłonięty żądzą pieniądza, która jest w stanie nasze zdrowie wcześniej popsuć, aby mu później „pomagać”. Mam wrażenie, że gdyby chodziło tylko o ratowanie zdrowia i produkowanie absolutnie niezbędnych leków, potrzebne byłoby wsparcie budżetowe, ponieważ badania dużo kosztują i taka działalność nie byłaby dochodowa. Gdyby tylko każdy z nas dbał o swoje zdrowie i nie dawał go sobie niszczyć za własne, ciężko zarobione pieniądze.
Dlatego nie dałem zgody, aby firma farmaceutyczna zarabiała również na mojej osobistej krwi. Nie zmieniłem również swojego wyboru pomimo sugestii i kpin mojego ulubionego lekarza. A nuż firmy farmaceutyczne są mu z jakiegoś powodu bliskie i w trosce o moje zdrowie, przypadkowo dba również o ich interesy ? Nie, no całkiem już okropny jestem…
8 Komentarzy
~niepokorna · 8 stycznia, 2013 o 3:28 pm
Nie, no okropny jesteś… 😉 Nie chcesz napychać kieszeni potężnych korporacji farmaceutycznych?!
A jeśli przypadkiem byłbyś honorowym dawcą krwi jak mój tata na przykład, z 40 letnim „stażem” dawcy krwi, z licznymi zasługami, odznaczeniami… pamiętam będąc dzieckiem przyjechała po niego Milicja (wówczas), pędem zabrała do szpitala, gdzie bezpośrednio przetaczano jego krew choremu (w tym miejscu mogłabym jeszcze dziesiątki innych przykładów przytaczać)… NIE, nie licz, że będąc w potrzebie taka krew dla Ciebie będzie, o nie. Zapłacisz, będzie. Mój tata zmarł, a ja nienawidzę środowiska lekarskiego, medycznego, farmaceutycznego. Przede wszystkim za tę pogardę wyrytą na ich twarzach.
Wiem, okropna jestem…
~jackulus · 8 stycznia, 2013 o 9:04 pm
A myślisz skąd się wzięła ta ich pogarda ? Bo chyba bardzo dobrze wiem, o czym piszesz…
~Andrzej Biegański · 18 stycznia, 2013 o 12:46 pm
W pełni zgadzam sie z tym co piszesz. Póki co zapraszam więc na mój blog :
http://www.andrzejbieganski.blog.pl
To dopiero początek tego co mam do przekazania. Temat jest ogromny, a pomocy znikąd. Mam więc nadzieję, że odezwiesz się do mnie i na moim blogu i popiszemy. Być może uzyskam od Ciebie jakieś podpowiedzi , co zrobić, aby winni śmierci mojej żony ponieśli karę i już więcej nie krzywdzili innych.
Gdybyś mógł podaj mi namiary do : ~niepokorna
8 Styczeń 2013 o 15:28.
Pozdrawiam
Andrzej Biegaxski
~rozsądna · 28 lutego, 2013 o 2:40 pm
Też mam awersję do firm farmaceutycznych, unikam szczepionek przeciwko grypie itp., jak najczęściej korzystam z medycyny naturalnej – czosnek, cebulę, kapustę hoduję we własnym ogrodzie, więc mam pewność, że jest zdrowa i pomoże w razie choroby.
Gromadzę informacje o naturalnych sposobach leczenia różnych chorób od ludzi i zakupiłam podstawowe pozycje – „Apteka pana Boga”, „Ziołolecznictwo”, książki Michała Tombaka, o terapii naturalnej Gersona itp.
Nasz organizm ma naturalną zdolność do regeneracji i samoleczenia – wystarczy mu nie przeszkadzać.
Polecam obejrzenie filmu o mocy naszych umysłów, potwierdzonej przez badania fizyków kwantowych
~Karol · 7 lutego, 2014 o 11:26 am
Jasne, nic tak nie leży na sercu firmom farmaceutycznym, jak nasze zdrowie. Są niemalże jak świeccy misjonarze. Troszczą się o Ciebie, Jacku, zaufaj im.
Żarty na bok. Wzburza mnie etyka lekarska, czy raczej sumienie konkretnego lekarza, który konflikt interesów rozstrzyga na rzecz koncernu. Pracowała kiedyś w moim gabinecie psychiatra. Nie pracuje od lat, a co tydzień przychodzą do mnie pocztą kilogramy propagandy farmaceutycznej, czym ma leczyć pacjentów.
Niepokoją mnie badania, które niedawno czytałem, że zanotowano spadek popularności psychoterapii na rzecz farmakoterapii. Wyjaśnienie ich było takie, że nie farmakoterapia jest skuteczniejsza, ale te firmy są skuteczniejsze w przekonywaniu, że leki pomogą szybciej, skuteczniej, lepiej.
~jackulus · 7 lutego, 2014 o 3:16 pm
Odnośnie badań, o których piszesz Karolu, czy innych podobnych tendencji – mam na myśli dobrowolne krzywdzenie siebie: od pewnego czasu nie opuszcza mnie myśl, że być może takiej tendencji nie da się zatrzymać, a chora tkanka musi zginąć. Nie wiem do końca co znajdzie się w granicach tej tkanki – czy konkretni ludzie, społeczności, może cywilizacje, czy wreszcie cała nasza cudna planeta. Ekstremalny przykład stanowią ludzie pośmiertnie otrzymujący nagrodę Darwina – są odznaczani za najgłupszą śmierć, którą sobie zadali, a często spotykana ocena wyróżnionych przypadków jest taka, że w trosce o to, aby ich geny nie były dalej przekazywane, stało się tak, jak się stać miało.
Trudno nie zauważyć, że ów proces autodestrukcji o którym rozmawiamy, ma w sobie pierwiastek ignorancji. Jeśli zatem ta ignorancja będzie postępować, być może jedynym ewolucyjnym rozwiązaniem tego problemu będzie uśmiercenie zdegenerowanej tkanki. Co nie oznacza, że mamy przestać o tym mówić i robić w naszych mikroświatach to, co możemy zrobić inaczej… :-).
~Karol · 9 lutego, 2014 o 1:57 pm
Ta sama siła (klasyczna medycyna farmakologiczna), która z jednej strony ratuje istnienia (np. leki przeciwnowotworowe) z drugiej strony oducza organizm samodzielności, narażając jego istnienie na niepewność. Łatwiej jednak przyjąć mi założenie o dobrej woli medycyny niż firm farmaceutycznych. W przeciwnym razie leki warte 10zł (koszt uzyskania) nie kosztowałyby np. 100zł.
…
Kiedy następny wpis? 🙂
~jackulus · 9 lutego, 2014 o 7:25 pm
Tak – dobra wola firm farmaceutycznych, to dla mnie klasyczny oksymoron…
A co do wpisów, to dzisiaj zapodałem jeszcze coś o szkołach i kształceniu naszych pociech, ale tak naprawdę, to nie mam kiedy skrobać. W sumie nie miałbym nic przeciwko temu, aby zajmować się tylko blogiem (no bo rzeczy do nadawania o nich jest więcej niż mnóstwo), ale tak się jeszcze nie potrafię zorganizować… 🙂