Tytuł wpisowi dałem lekki – wygrało pierwsze skojarzenie, ale problem bynajmniej taki nie jest. Odniosłem niedawno – a przynajmniej przez chwilę tak mi się wydawało – mały sukces. Kiedy na stronach internetowych, jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się banery dotyczące eksplozji w Bostonie, udało mi się powstrzymać i w żaden z nich nie kliknąłem. Nie chciałem czytać o kolejnych ofiarach i słuchać relacji oszalałego, medialnego świata, który dostał kolejną pożywkę i rozgrywał ją z tym swoim cholernym jakże głęboko autentycznym przejęciem ludzkimi problemami. Pomyślałem sobie – nie, tym razem nie moim kosztem. Nie będzie mojego klikania i udziału w tym świrze. Satysfakcja nie trwała jednak długo. Słuchając któregoś z wydawało się bezpiecznych kanałów BBC, najpierw wpadłem na informację o zabiciu jednego i prawie zabiciu drugiego ze schwytanych Czeczenów, a później zacząłem słuchać rozmowy o obawach, które towarzyszą organizacji kolejnego Grand Prix Formuły 1. Obawach związanych oczywiście z możliwością powtórzenia terrorystycznego zamachu. W tej sprawie zaczął się wypowiadać zespół autorytetów od oceny ryzyka, organizacji pracy służb specjalnych, itp., itd. Gdzieś na koniec zaczynali dochodzić do wniosku, że wszystkiego i przed wszystkim zabezpieczyć się nie da. A mnie, słuchając, udało się całkiem nieźle zajeżyć.
Nie, nie jestem kowbojem, któremu obce jest uczucie strachu. Nie chciałbym zginąć w tunelu metra, w zapalonym od bomby wagoniku. Żal byłoby mi zostawić swoją rodzinę, ulubiony fotel, stojące na półce jeszcze nie przeczytane książki. Żal było by mi nigdy już nie przejechać się rowerem po zielonych łąkach, nie zrobić żadnego zdjęcia i nie popływać letnim wieczorem w nagrzanych wodach jeziora. Mogę sobie jednak wyobrazić, że tak wielu dobrych powodów na pozostawanie przy życiu nie mieli wspomniani powyżej Czeczeni. Że w środku mógł palić ich ogień, którego nie gasi pływanie w jeziorze. Na chwilę przypomniałem sobie jak inne jest ich życie – ich, czy też ich rodzin i pobratymców, z którymi prawdopodobnie są plemiennie związani. Inne – od mojego świata, inne od świata bostońskiego maratonu i jeszcze bardziej inne od świata Grand Prix Formuły 1. Pomyślałem sobie o tym, że jedyne co mają do stracenia, to honor i być może umierająca powoli chęć buntu i sprzeciwu przeciwko możnym tego świata, którzy nie pozwalają im żyć w swoim górzystym kraju tak jakby tego chcieli. Aby i tego nie stracić decydują się na tak okrutny krok jak zabijanie przypadkowych ludzi. O ile oczywiście było tak, jak przedstawiają to media – tego nie wiem. Ale jeśli tak było, zabijają ludzi w pewnym sensie chorych bądź niepoczytalnych, których bezwzględny mechanizm ewolucji musi prędzej czy później wyeliminować. Albowiem my wszyscy, mieszkańcy uwielbianej i „najwyżej rozwiniętej” zachodniej cywilizacji jesteśmy chorzy i niepoczytalni. Niepoczytalni w rozwijaniu upiornej wizji bezsensownego bogacenia się, gigantycznego marnotrawstwa, dewastacji świata w którym żyjemy i chorzy w bezgranicznej obojętności na śmierć tysięcy ludzi takich samych jak my, umierających codziennie przy niemej akceptacji publiczności, której wzrok i uwaga skupione są na kibicowaniu wyścigom – pieszym, samochodowym, a przede wszystkim szczurzym. Mam wrażenie, że taki chory organizm nie może dobrze skończyć – możnowładczy marazm musi kiedyś zostać zakłócony, a później zniszczony.
Wracam teraz do zasłyszanej na okoliczność Grand Prix debaty nad tym, jak dalej uszczelniać mur, którym oddzielone są oba światy – ten nasz świat, świat spalin samochodowych wymieszanych z grubymi milionami wykładanymi na kolejną drogą zabawę, będącą jedną wielką reklamą oraz świat porozbijanych długoletnią wojną rodzin, świat kobiet bez swoich mężczyzn, świat dzieci bez rodziców i domów. Oba światy mają jedną wspólną cechę – są na skraju śmierci. Zachód balansuje na krawędzi śmierci z nudy i przesytu dóbr, a Czeczenia jest o krok od wycieńczenia długotrwałymi wojnami lub rozpuszczeniem swojej tożsamości w rosyjskim morzu. Ale na takiej wspólnocie trudno budować przyszłość. Dlatego w duchu mówię sobie i tym specom od zabezpieczeń: budujcie kolejne systemy, włączajcie następne kamery, zatrudniajcie kolejne rzesze agentów i policji. Chrońcie kolosa na glinianych nogach, który jest śmiertelnie chory. Pytanie pozostaje jedno – jak długo jeszcze uda się wam to robić ? Bo w nieskończoność na pewno nie…
4 Komentarze
~rozsądna · 22 kwietnia, 2013 o 5:03 pm
Wklejam link dla tych, którzy optują za gazem łupkowym w Polsce – ku przestrodze.
http://astromaria.wordpress.com/2013/04/15/yoko-ono-bylam-tam-widzialam-to-plakalam/
I jeszcze coś dla sceptyków odnośnie teorii spiskowych
http://astromaria.wordpress.com/2013/04/13/korporacja-monsanto-chce-zostac-wylacznym-wlascielem-patentow-na-wszystkie-rosliny-uprawne-i-zwierzeta-hodowlane/
„Tylko małe sekrety muszą być strzeżone. Wielkie trzymane są w sekrecie dzięki niedowierzaniu opinii publicznej” (Marshall McLuhan, medialny ‘guru’)
~W.W. · 27 kwietnia, 2013 o 5:47 pm
Gorący temat podjąłeś, ujmując go przy tym w kontrowersyjny sposób. Aż dziwne, że brak komentarzy pod wpisem. Podoba mi się Twój puntk widzenia na problem, bo pokazujesz zjawisko od nieco innej, ważniejszej strony. Media skupiły się wyłącznie na wielkiej tragedii, robiąc z terrorystów agentów zła. Ale jak słusznie piszesz – nic nie jest jednowymiarowe. Zawsze pozostaje jednak pytanie, czy taka forma próby zwrócenia na siebie uwagi, pokazania swojego bólu, cierpienia i zawodu światem jest formą słuszną. Nie czuję się na siłach, by ten problem rozstrzygać.
~jackulus · 27 kwietnia, 2013 o 7:32 pm
Jasne, stwierdzenie, że zabijanie (przypadkowych) ludzi jest słuszne nie przechodzi łatwo przez gardło. I dobrze, bo zabijanie nie jest dobrym pomysłem na życie. Chodzi o to, co sam podkreślasz – ta sytuacja nie jest jednowymiarowa. Zabijanie nie jest tylko po jednej stronie. W wykonaniu Czeczenów jest dosłowne i jaskrawe. Nic prostszego jak osądzić ich i potępić. A druga strona ? Czy to tylko Bogu ducha winne osoby ? Z pozoru tak. Ale jak spojrzeć na to głębiej, są to ludzie akceptujący zło pod wieloma postaciami (mówię tu i o nas, Europejczykach, o sobie). Ci ludzie sankcjonują swoimi wyborami zabijanie innych ludzi w dowolnym miejscu naszej planety, jeśli tylko wartość możliwych do przejęcia bogactw naturalnych będzie wystarczająco duża. Pozwalają wybranym przez siebie reprezentantom na przeznaczanie niewiarygodnych środków na wymyślanie coraz to nowszych broni i sprawdzanie ich w kolejnych mniejszych lub większych wojnach. Sami tak zatracili się w konsumpcji, że zabijają siebie trującym jedzeniem i jego nadmiarem. Pozwalają na niszczenie i zabijanie natury. Pozwalają na umieranie z głodu i chorób innych ludzi sami urządzając sobie z nudów coraz to nowsze igrzyska. A wybory ważne są wszystkie, zarówno te, które skutkują działaniem, jak i te polegające na zaniechaniu. I może jest tak, że zło zaakceptowane w wielu „niewinnych” wyborach, w końcu wraca w postaci bomby odpalonej podczas tak pięknego zdarzenia jak bieg maratoński ?
Nie jestem aż tak naiwny aby wierzyć, że jest na to proste rozwiązanie. Na ten moment nie ma prawdopodobnie żadnego. Stany Zjednoczone nie przestaną się zbroić i zabijać, ponieważ jednocześnie musiały by to zrobić co najmniej Rosja i Chiny. Ludzie musieliby doznać zbiorowego oświecenia i nagle zmądrzeć. Nie jest to możliwe, przynajmniej w krótkiej perspektywie.
Zatem ja też nie widzę dobrego rozwiązania i nie pochwalam zabijania. Ale wnerwia mnie pasienie się mediów (czyli zarabianie kasy) na tej tragedii, widzenie zła tylko z jednej perspektywy i durne, czy może bardziej obłudne zastanawianie się, „jak to możliwe, że dzieją się takie straszne rzeczy”.
~W.W. · 3 maja, 2013 o 6:06 pm
A więc znów wszystko sprowadza się do problemu postawy dzisiejszych mediów. Niestety. Cóż, tutaj też błędne koło. Media istnieją po to, by zarabiać, więc dostosowują się do tego, czego pragnie większość odbiorców. Jednostronne przekazy nie wymagają większego namysłu, łyka się je bardzo łatwo i przyjemnie, mając poczucie wiedzy o współczesnym świecie.