Nie wiem, na ile będzie to kontrowersyjna teza, ale mam ochotę podzielić się jednym z moich bardzo starych przemyśleń, mianowicie napisać, że telewizja, jest jednym z największych nieszczęść, które trapią nasz świat i z coraz większą mocą popychają go ku upadkowi. Szok ? Czy truizm ?

W czym tkwi zło, które mam na myśli ? Przecież telewizja pełni tak ważną i pożyteczną rolę w naszym wysoko rozwiniętym społeczeństwie. Dostarcza informacji, umożliwia dostęp do kultury w miejscach, gdzie w namacalny sposób nie jest osiągalna, kształci, wychowuje… Ale to wszystko wielka bzdura, teoria, albo czasami kropla dobra w morzu zła. Ponieważ telewizja jest skomercjalizowana, chłam, który oferuje swoją objętością skutecznie przesłania wszelkie pozytywne treści. Próbując zbilansować efekt jej działalności, mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że pozytywy, które oferuje, są całkowicie pomijalne w kontekście krzywdy, którą wyrządza ludzkiemu gatunkowi.

Jest co najmniej kilka podstawowych czynników, które decydują o jej degenerującym wpływie na nasze życie. Spróbuję je opisać.

Pierwszy z nich to fakt, że oglądając telewizję przenosimy się z własnego, realnego i prawdziwego życia, do nierzeczywistego świata za szklanym, ciekłokrystalicznym czy plazmowym ekranem. Krótko mówiąc, zaczynamy żyć życiem bohaterów filmów, konkursów, programów rozrywkowych czy wszechobecnych talk-show. Nie wspominam już nawet o reality show, które są przykładem dosłownego życia życiem innych ludzi. Włączając telewizor, w tym samym momencie wyłączamy nasze własne życie. Wyłączamy teraźniejszość, wyłączamy prawdziwość, wyłączamy bardzo często myślenie. Dlaczego tak się dzieje ? Cóż, wybieramy to, co łatwiejsze. Wybieramy to, co nie wymaga wysiłku. Wszak o wiele łatwiej nam martwić się o losy ekranowych postaci, niż o nasze własne. Zawsze łatwiej jest rozwiązywać cudze niż swoje problemy, a szczególnie, kiedy są wirtualne. Podejmowanie decyzji wspólnie z bohaterami seriali jest o niebo prostsze niż decydowanie o własnym postępowaniu, a na dodatek nie niesie za sobą żadnych konsekwencji, wszystko jedno dobrych czy złych. Oglądając tv odczuwamy emocje, strach, współczucie, złościmy się na ekranowe gwiazdy albo w nich podkochujemy. Tak jak w prawdziwym życiu. Tylko tutaj wszystko jest bezpieczne — za to co czujemy i robimy nie ponosimy żadnej odpowiedzialności. I byłoby może całkiem fajnie, gdyby nie ten jeden drobny, mało znaczący szczegół: wszystko odbywa się na niby.

Ktoś zapewne powie, że telewizja opowiada o „życiu”. W ofercie są reportaże, pozycje dokumentalne, masowo prowadzone talk-show, czy wszelakiej maści mniej lub bardziej widowiskowe rozmowy z „gwiazdami”, politykami i innymi znanymi ludźmi, dotyczące bardzo często ich codziennego życia. Przy gwiazdach — niestety — pozwalam sobie na cudzysłów, ponieważ ich „gwiezdność” wynika najczęściej z faktu, że z racji wykonywanego zawodu często goszczą na telewizyjnym czy filmowym ekranie. Osoby te skupiają na sobie uwagę, ponieważ są znane i rozpoznawane. Przepraszam w tym momencie wszystkich, których wizyty na antenie są konsekwencją robienia w życiu rzeczy mądrych, dobrych, unikalnych czy pięknych — generalnie wartościowych. I to bez względu na wykonywany zawód. Takie przypadki oczywiście również mają miejsce, są jednak w głębokiej mniejszości. W przeważającej większości, twarze wyglądające z ekranu mówią o sobie to co chcą, a raczej to co wypada im powiedzieć, pilnie uważając aby maska, którą noszą — choć czasem nawet jej nie zauważają — nie zsunęła się ani odrobinę. Wszystko to, są tacy sami ludzie jak my, bardzo często tylko o wiele bardziej nieszczęśliwi, odarci z prywatności, z autentyczności, przez cały czas uważający w jaki sposób prezentują się widowni i całkowicie zależni od swoich pracodawców i reklamodawców. I od nas, bo od naszej uwagi i popularności zależy ich los. Wszyscy z nich mają takie same radości i takie same problemy jak każdy z nas, nawet jeśli niektórych nie widzą, fundując sobie różowe okulary. Wyróżnia ich jedynie codzienność wypełniona kolorami i blichtrem, przykuwająca uwagę i powodująca zazdrość, wynikającą z ignorancji, błędnego postrzegania świata i zupełnego przestawienia hierarchii wartości. W telewizyjnych programach opowiadają rzeczy, na które rozumny człowiek nie odważyłby się poświęcić nawet chwili swojej uwagi. Swojej własnej, cennej uwagi. Na miłość boską — co może obchodzić nas w co się ubiera, co je i jak mieszka jakaś osoba, której wygląd znamy z ekranu TV, nazwisko z gazet, i która nie ma najmniejszego wpływu na naszą rzeczywistość ? Co nam to daje ? Jak możemy tak strasznie nie szanować siebie samych, aby swój cenny czas, poświęcać dla nieznajomych osób, których los nie ma z naszym niczego wspólnego, a życie nie wnosi do naszego świata, żadnej absolutnie wartości ?

Weźmy pod uwagę nawet te wyjątkowe audycje, w których występują autentycznie wartościowi ludzie — co z tego, że posłuchamy o czym mówią ? Jakie ma to realne przełożenie na nasze życie ? Czy po audycji, w której wysłuchamy dyskusji filozoficznej, zaczniemy się zastanawiać nad istotą istnienia i odmienimy nasze życie ? Czy po fascynującym programie podróżniczym opowiadającym o plemionach z dorzecza Amazonki, zaczniemy przygotowywać się do wyprawy do Ameryki Południowej ? Czy po ekscytującym finale Ligi Mistrzów, założymy piłkarskie buty i pobiegniemy ze swoim synem pograć w piłkę ? Takie inspiracje również się zdarzają, odmiana losu przychodzi niekiedy w najmniej spodziewanym momencie. Ale w 99% przypadków, co najwyżej zainteresujemy się przez chwilę tym co zobaczyliśmy, po chwili zmienimy kanał i zajmiemy się czymś innym, a nazajutrz nie będziemy już pamiętać o przeżytych uniesieniach. Czas został wykorzystamy, a nasze życie nie zmieniło się nawet o jotę. Zatem nawet te momenty, w ostatecznym rozrachunku można uznać za stracone.

Telewizja to ucieczka od prawdziwego życia, które najczęściej wydaje się nam nieporównanie mniej ciekawe od tego kryjącego się za guzikiem pilota. Ta prawda jest równie oczywista jak bolesna. Aby własne, prawdziwe życie uczynić ciekawym, najczęściej potrzebna jest praca, potrzebny jest wysiłek. Czyli to, od czego jako ludzie odruchowo uciekamy. Koło się w tym momencie zamyka. W ten sposób możemy oszukiwać się nawet przez całe życie i tak ogromna część naszego społeczeństwa czyni. Ale nie da się osiągnąć niczego prawdziwego żyjąc fikcją. W szczególności, nie da się osiągnąć szczęścia, prawdziwego szczęścia, uciekając ze swojego życia w nierealny, cudzy, tyle że kolorowy świat. To przecież całkiem oczywiste — czy potrzebny jest tutaj jakikolwiek dowód ?

Dodam tylko, że zupełnie nie podejmuję w tym momencie dyskusji o treściach przekazywanych przez telewizję – to osobny temat. Chodzi mi tylko i wyłącznie o zwrócenie uwagi na fakt, że podczas oglądania telewizji ma miejsce zamiana własnego życia na cudze, na dodatek najczęściej wymyślone i nierealne.

A jak Wy uważacie ?


0 Komentarzy

Leave a Reply