Drugi czynnik, o którym chciałbym napisać (dotyczy zła wnoszonego w nasze życie przez TV) to przekłamanie rzeczywistości, które tak często ma miejsce na telewizyjnym ekranie. Nazwijmy to błędem „pozornej łatwości”. Filmy, przynajmniej teoretycznie, dotyczą naszej rzeczywistości i pokazują realny świat. Z wyłączeniem pewnej grupy, choćby S-F, czy historycznych. W filmowych scenach biorą udział ludzie „tacy jak my” i choć wszyscy wiemy, że to tylko film, realizm powoduje, że rzeczywistość pojmujemy tak, jak ją postrzegamy na ekranie. Widzimy bohaterów, którzy wynoszą ludzi z pożarów, zazdrościmy im i wyobrażamy sobie, że podobnie postąpilibyśmy, gdyby tylko nadarzyła się stosowna okazja. Nie zdajemy sobie sprawy, że w przypadku prawdziwego zagrożenia,prawdziwego pożaru, w przeważającej większości przypadków strach sparaliżuje nas tak mocno, że nie będziemy w stanie prawidłowo zareagować, nie tylko pomagając innym, ale próbując ratować własne życie. Aby potrafić zachować się w ekstremalnych i trudnych sytuacjach, należy najpierw wiedzieć jak się zachować, później wielokrotnie takie zachowanie wyćwiczyć w szkoleniowych warunkach, a dopiero na koniec stawić czoła realnej sytuacji. Można to wszystko osiągnąć, ale wymaga to czasu i wysiłku. Kiedy na ekranie widzimy twardziela, który rozprawia się błyskawicznie z kilkoma napastnikami, wydaje się to sprytne, ale w sumie dosyć naturalne. Zazwyczaj nie mamy żadnego wyobrażenia o tym, ile kosztuje przełamanie się, aby pierwszy raz uderzyć kogoś silnie w twarz. Nie mamy pojęcia, jak łatwo uszkodzić sobie przy tym własny nadgarstek. Nie wiemy prawdopodobnie jak smakuje krew z ust rozcinanych o własne zęby, kiedy sami otrzymamy celne uderzenie. Nie wiemy nic o łatwości, z jaką możemy już do końca życia zostać pozbawieni możliwości normalnego chodzenia, w wyniku jednego, celnego kopnięcia w kolano, którego momentu nawet nie zauważymy. Nikt nie mówi o strachu, który w takiej sytuacji może nas kompletnie sparaliżować. Nie zdajemy sobie sprawy, że tylko nieliczni, po wielu latach ćwiczeń, poradzą sobie w podobnej sytuacji, a każdy normalny człowiek nie ma szans w konfrontacji z kilkoma napastnikami. Filmy zazwyczaj nie promują jedynej w takiej sytuacji rozsądnej próby ratunku, jakim jest ucieczka. Scenariusze filmowe zawierają zapierające dech w piersiach sceny ulicznych pościgów, wychodzenia cało z powodzi czy innych kataklizmów. Przypomina mi się przeczytana kiedyś w gazecie lokalnej notka, opis zdarzenia z ulic Warszawy, kiedy to młody gangster jadący z kilkoma kobietami zaczął uciekać przed policją, która rozpoznała prowadzony przez niego skradziony wcześniej samochód. Zakładam się, że człowiek ten widział wcześniej jak w podobnych sytuacjach postępuje np. Bruce Willis i chciał być co najmniej równie sprytnym kozakiem. Skręcił na przeciwny pas jezdni i próbował uciekać pod prąd. W niemal natychmiastowym zderzeniu czołowym zginęły trzy osoby z jego auta i dokładnie już nie pamiętam, dwie lub trzy z innych, rozbitych podczas karambolu samochodów. Takie małe urealnienie.
Strażacy lub wojownicy, to rzekłbym dosyć jaskrawa ilustracja błędu „pozornej łatwości”. Ale ten sam mechanizm działa wszędzie.Weźmy na tapetę uczucia, związki, miłości, czyli coś bliższego odrobinę kobietom niż nam. Panie, z tego co mi wiadomo, dosyć często marzą o wielkich uczuciach,o romantycznych przygodach, o wspaniałych mężczyznach, którzy z wytrwałością i pomysłowością starają się o ich względy (tak, tak, mowa o rycerzach na białych rumakach). Z wypiekami na twarzy oglądają filmowe romanse i dochodzą do wniosków, że ich prawdziwi mężczyźni powinni być co najmniej podobni do tych ekranowych, aby okazać się dla nich wystarczająco dobrzy i zasłużyć na przyzwolenie. W takiej sytuacji przypomina mi się historyjka o tym jak Tewje przychodzi do rabina i zaczyna narzekać na swój przedłużający się kawalerski stan i kłopoty z wyborem żony. Pyta go mniej więcej tymi słowy:
— Szanowny Rebe, sam sobie już z tym problemem nie poradzę, muszę ciebie poprosić o radę.
— W czym mógłbym ci pomóc, drogi Tewje — odpowiada rabin.
— Czcigodny Rebe — kontynuuje Tewje — nie potrafię sam wybrać dla siebie żony. Próbuję ją znaleźć już od dziesięciu lat i żadna mi nie pasuje.
— A jaką chciałbyś dla siebie żonę — pyta rabin
— Nie pragnę wiele, ale z drugiej strony, nie może to być też pierwsza lepsza kobieta — odpowiada Tewje — powinna być piękna, zgrabna i mądra. Nie może być rozrzutna. Do tego wierna, pracowita i posłuszna. Mogłaby również potrafić śpiewać. To chyba niezbyt wiele, prawda ?
— To może być bardzo wiele, albo tyle co i nic — odpowiada rabin po krótkim namyśle — Czy ty Tewje, jesteś piękny, zgrabny i mądry ? Oszczędny,wierny, pracowity i posłuszny ? Jeśli tak, to twoje wymagania są naturalne i łatwe do spełnienia – swoją przyszłą żonę powinieneś znaleźć bez najmniejszego kłopotu. Jeśli natomiast tak się nie dzieje, obawiam się, że musisz poszukać kogoś bardziej odpowiedniego dla siebie.
Oczywiście, my, mężczyźni, równie często myślimy życzeniowo i równie często potrafimy snuć jakieś oderwane od rzeczywistości wizje. Ekranowi bohaterowie rozbudzają nasze zmysły i oczekiwania i zupełnie nieświadomie, przenosimy je do realnego świata. Tak, wiem, jest grupa filmów,seriali, gdzie bohaterami są „normalni” ludzie, z wadami i słabościami. Ale to wszystko dalej jest cholerna fikcja i „pozorna łatwość”, ponieważ bycie naturalnym, okazywanie swoich słabości czy nieporadności, jest wielką sztuką i też samo z siebie nie dzieje się w „realu”.
Wszystko to powoduje, że oglądając telewizję, wydaje się nam, że „gdybyśmy tylko chcieli”, to też potrafimy zrobić tak, jak oglądamy to w TV. Taka jest podświadoma reakcja nawet, jeśli jako dorośli ludzie teoretycznie doskonale potrafimy rozdzielać fikcję od rzeczywistości. U młodych, z takim rozdziałem, jest o wiele gorzej i z tego wynikają czasami wielkie dramaty. Wydaje się nam, że oglądając czegoś się uczymy. Że coś poznajemy. Gówno prawda. Obejrzeć coś, a zrobić, to dwa różne światy. Działanie w realu jest nieporównywalnie trudniejsze i dlatego uciekamy przed nim przed kolorowy ekran. Pozostaje jedna, wielka ułuda. A ponieważ dzieje się ciągle, na wielką skalę, robi nam dużo, dużo złego. Dlatego nie lubię telewizji. I z kilku jeszcze kolejnych powodów.
0 Komentarzy