Boston, we’ve got a problem…

Tytuł wpisowi dałem lekki – wygrało pierwsze skojarzenie, ale problem bynajmniej taki nie jest. Odniosłem niedawno  – a przynajmniej przez chwilę tak mi się wydawało – mały sukces. Kiedy na stronach internetowych, jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się banery dotyczące eksplozji w Bostonie, udało mi się powstrzymać i w Czytaj dalej…